Wszyscy lubimy mieć przekonanie, że decyzje które podejmujemy są przemyślane, racjonalne i właściwe. Z tego też powodu, choć byśmy mieli nawet nie wiem jak duży dystans do siebie, czujemy się nieswojo kiedy okazuje się, że jedna z nich była niewłaściwa. Jest to szczególnie trudne jeśli zaangażowaliśmy w nią swój czas, energię i pieniądze a czasami nakłoniliśmy też do tego innych. Co ciekawe, nierzadko choć czujemy, że dany wybór lub decyzja są złe nie przerywamy ich realizacji, tylko dalej w nie brniemy z nadzieją na jakąś cudowną odmianę. Popycha nas do tego ambicja (udowodnię, że to na pewno nie była zła decyzja), duma (co powiedzą inni, kiedy okaże się że popełniłem błąd), brak umiejętności przyznania się do porażki albo zwykła megalomania.
Pół biedy, jeśli nietrafiony wybór dotyczy kiepskiego filmu w kinie. Co najwyżej zmarnujemy 1,5 godziny siedząc tam uparcie, aż do jego zakończenia. Jeśli błąd będzie dotyczył zakupu używanego samochodu, który praktycznie rozpada się z każdym pokonywanym kilometrem, a my dokupując kolejne części i dokonując niekończących się napraw będziemy twierdzili, że lada moment będzie to prawie nówka – też nie będzie to jakaś życiowa tragedia. Narażamy się jedynie na zmarnowanie czasu, jakiś tam pieniędzy, naśmiewanie żony i sąsiadów oraz utyskiwania rodziny na poświęcanie im zbyt mało czasu. Co jednak, kiedy z żelazną i niczym racjonalnym nieuzasadnioną konsekwencją trwamy w złym związku, niewłaściwej pracy albo też toksycznej relacji z kimś bliskim? Koszty udowadniania, że dokonany kiedyś wybór był właściwy, mogą nas kosztować zdrowie, mnóstwo czasu albo i całe życie, które próbujemy jedynie przetrwać, zamiast się nim cieszyć.
Czy taką decyzję jest łatwo podjąć – jasne, że nie. Do dziś pamiętam ten moment, kiedy jako młody menedżer, musiałem stanąć przed kilkuosobowym zespołem i patrząc w oczy moich kolegów i koleżanek powiedzieć im, że z analiz wyszło, iż projekt nad którym razem pracujemy nie ma biznesowego uzasadnienia i dlatego go zamykam. Momentu, kiedy podobną decyzję przekazywałam osobie, z którą wiele, wiele lat temu byłem w związku prawie nie pamiętam i nawet nie próbuję sobie przypomnieć, bo wiem ile to kosztowało mnie nerwów i energii. Z ogromną jednak radością myślę o tym, że wtedy się na to zdecydowałem, bo teraz jestem szczęśliwy.
Klasycznym przykładem takiej nieracjonalnej konsekwencji w działaniu jest historia Concorde, ponaddźwiękowego samolotu pasażerskiego o charakterystycznym kształcie i ruchomym przodzie w kształcie dzioba. Już w trakcie prac nad projektem tego samolotu Brytyjczycy i Francuzi wiedzieli, że nie ma on szansy odnieść komercyjnego sukcesu. Ceny biletów były niebotyczne, a koszty eksploatacji kosmicznie wysokie. Mimo tej świadomości, duma nie pozwoliła im przerwać prac nad projektem. Dokończono budowę samolotu, a przez kolejne 30 lat dopłacano do niego, aby tylko mógł przecinać niebo swoją charakterystyczną sylwetką. Dopiero katastrofa lotnicza z udziałem Concorde doprowadziła do wycofania tych samolotów z eksploatacji.
Teraz pozostaje tylko pytanie czy i Ty masz swojego Concorde, a jeśli tak, to co zamierzasz z nim zrobić?