Wielu moich klientów, zarówno biznesowych jak i tych, którzy pracują nad prywatą sferą swojego życia, w trakcie naszej współpracy zadaje mi pytanie „Czy ze mnie coś jeszcze w ogóle będzie? Czy widzisz dla mnie szansę?”. Zakładają, że innym idzie lepiej, że inni nie popełniają błędów, a jeśli już tak, to robią ich znacznie mniej. Czasami to prawda, ale najczęściej to jedynie nasze wyobrażenia o ich życiu i działaniach. Nieco wybielone, a następnie podkoloryzowane. Tymczasem najwłaściwszym pytaniem w tym miejscu byłoby to, jak do tego doszli, przez co przeszli, ile „potknięć” zaliczyli nim nauczyli się żyć lub działać, tak jak to robią obecnie.
Wielka nadzieja
Drugi kwartał 2015 roku, to był w moim życiu okres wielkiej energii, nadziei i inspiracji. To właśnie wtedy zdecydowałem się na rozpoczęcie dwóch projektów internetowych, do których w sierpniu tego samego roku dołączył jeszcze trzeci. Przy każdym z nich kierowałem się inną motywacją i trochę innym podejściem. Dziś po ponad trzech latach nadszedł czas na ich podsumowanie i wyciągnięcie wniosków.
rafalmarkiewicz.pl – już dużo wcześniej planowałem, że coaching stanie się moją alternatywną drogą zawodową i pozwoli spełniać mi się w pomaganiu innym ludziom. Zatem zakładałem tę stronę z bardzo wyraźnym celem. Wiedziałem, że aby zaistnieć na rynku muszę zbudować sobie markę eksperta i zasłużyć na zaufanie klientów, dzieląc się choćby moją wiedzą i przemyśleniami na swoim blogu. Do tego projektu opracowałem cały harmonogram działań i zdefiniowałem konkretne cele, do osiągnięcia.
Life factory – najzabawniejszy aspektem tego projektu jest fakt, że najpierw przyczepiła się do mnie jego nazwa, a dopiero potem dobudowałem jego całą koncepcję. Miała to być platforma do wspólnych działań z moimi znajomymi zaangażowanymi w szeroko rozumianą działalność rozwojową. Założyłem, że najpierw ją rozwinę i rozbuduję, a następnie zaproszę ich do wspólnej pracy. Kierowało mną tutaj sporo emocji i wiary w to, że jakoś to będzie, że pewnie fajnie się potoczy.
Tu czyli Tam – ten projekt turystycznego fotobloga zrodził się z impulsu i z kilku zachwytów znajomych nad moimi wpisami z wakacji, czy z weekendowych wypadów. Tu nie było strategii i konkretnego celu. Z jednej strony tego typu zachwyty miło pieściły moje ego, a z drugiej miałem wielką radość dzieląc się swoimi odkryciami niesamowitych miejsc w bliższej i dalszej okolicy. Do tego odpalił się w moje głowie schemat społecznika i nauczyciela. Pokażę innym czemu warto ruszyć tyłek z kanapy i udowodnię, że nawet najzwyklejszy wypad na parę godzin, może być super przygodą. Gdzieś daleko w tyle głowy kryła się też nadzieja, że może ktoś dostrzeże ten blog i będzie chciał wrzucić na niego swoją reklamę.
Proza działania
Kiedy coś tworzysz i zaczynasz działać w jakimś obszarze masz mnóstwo sił i energii. Jednak prawdziwym testem dla twojej idei jest to, jak długo ona przetrwa. Zapalić się do czegoś jest bardzo łatwo, ale utrzymać ten płomień jest już wyzwaniem.
rafalmarkiewicz.pl – potrzeba ciągłych zmian i ulepszeń pochłaniała mnóstwo mojego czasu i energii. Całe szczęście zaplanowany grafik blogowych publikacji trzymał mnie ostro w ryzach i domagał się kolejnych wpisów. Poczucie, że strona powinna być jednak lepsza i bardziej profesjonalna wciąż nie dawało spokoju i ochoczo szarpało za struny niepokoju. Tymczasem już samo wystawianie swoich działań i siebie na ocenę innych i tak wystarczająco ten niepokój podsycało. Tak było, aż do chwili, kiedy dotarłem do dwóch cennych rad:
1) Pamiętaj, że twoja strona internetowa jest tylko częścią twojego biznesu, a nie jego podstawą. Poświęcanie jej 100% uwagi jest tylko wygodną wymówką i przyjemną ucieczką od tego co jest głównym obszarem twojego działania.
2) Zawsze będą tacy, którzy Cię potępią i pochwalą. Jeżeli będzie starał się przypodobać innym, będziesz musiał się sprzeniewierzyć sobie. Pokaż siebie takim jakim jesteś, pewnie nie wszystkim będzie to odpowiadać, ale dzięki temu będziesz miał takich klientów, z którymi praca sprawi ci przyjemność.
Life factory – zakładając platformę do współpracy zapomniałem, że inni mają też swoje plany na siebie i często na pierwszym miejscu było w nich zbudowanie własnej marki, a niekoniecznie współpraca. Poczułem też, że czasami ta współpraca byłaby zbyt dalekim kompromisem z mojej strony lub zbyt dużą dysproporcją we włożonej energii i zaangażowaniu. Ten projekt był też zbyt zbliżony do rafalmarkiewicz.pl i tematy na blogach tych dwóch stron wzajemnie się kanibalizowały, a ja męczyłem się z wymyślaniem kolejnych. Po dwóch latach stronę zamknąłem, a Life Factory stało się jedynie projektem prowadzonym w ramach mojej własnej strony.
Tu czyli Tam – to co potrafi zachwycić w niewielkiej dawce, w zbyt dużym natężeniu może być nużące. Ja wrzucałem ciekawe i emocjonujące zdjęcia z minimalną dawką tekstu, ale to co było emocjonujące dla mnie nie musiało być dla innych. Podobnych i bardziej aktywnie oraz bardziej profesjonalnie prowadzonych blogów turystycznych zrobiła się cała masa. Do tego wzrosła popularność Instragramu, gdzie pojawiało się całe mnóstwo zdjęć z podróży. Co jednak najważniejsze, moje podróżnicze wypady straciły na atrakcyjności, bo ja zamiast zachwycać się miejscami i ich atmosferą koncentrowałem się na pstrykaniu fotek na bloga. Potem Paweł Tkaczyk napisał artykuł „Pułapki własnej firmy”, a w nim następujące zdanie „W dużym skrócie: jeśli kochasz coś robić, założenie firmy, w której zamierzasz się tym zajmować, jest najgorszym pomysłem pod słońcem. Bo wtedy przestaniesz robić to, co kochasz.”. Tak było też z moim projektem. Dziś już go nie ma, a ja odzyskałem czas i radość podróżowania.
Odcinanie kuponów
Do dziś przetrwała jedynie moja strona coachingowa, choć wzbogacona o projekt Life Factory. Jednak nawet z perspektywy czasu z przygody z dwoma pozostałymi projektami bym nie zrezygnował. Wiele mnie nauczyły o konstrukcji stron internetowych, uczuliły na optymalizację grafiki i doprowadziły do odkrycia kilku przydatnych tricków, które stosuję do tej pory.
Kiedy zaczynałem przygodę z nimi nic nie wiedziałem o WordPressie, a dziś poruszam się w nim bardzo sprawnie. Dały mi też mnóstwo przyjemności, zabawy i radości tworzenia. Pokazały jak ważny w projekcie jest cel i plan działania, bo bez nich nie starczy nam siły na zbyt długo. Dzięki tej wiedzy, już pomogłem kilu klientom przy ich projektach. Nauczyły mnie również, że jest w naszym życiu czas i miejsce na różne pomysły. Kiedy jednak on przemija należy je zamknąć, zapamiętać to czego nas nauczyły i ruszyć dalej w drogę do kolejnych planów, bez obezwładniającego pytania „Czy ze mnie coś jeszcze w ogóle będzie?”.
Lada moment rozpoczyna się kolejny rok. Wyciągnijcie z mentalnych szaf przykurzone projekty lub trzymane szczelnie pod kluczem marzenia i po prostu je zrealizujcie. Nie są Waszym zobowiązaniem do końca życia, możecie zamknąć je w dowolnym momencie. Jednak tego czego przy ich realizacji się nauczycie i przeżyjcie nikt Wam już nie odbierze.
Bądźcie jak małe dziecko w trakcie nauki chodzenia. Przewracajcie się i upadajcie, ale nie poddawajcie. Będziecie mieli trochę siniaków, sporo zabawy i tą wielką, przeogromną satysfakcję, że sami idziecie swoją własną drogą.