W obecnych czasach w ciągu jednego dnia jesteśmy zalewani taką masą informacji i komunikatów jak nasi przodkowie w ciągu tygodnia albo miesiąca. Wraz ze wzrostem tempa informacji, wzrasta też tempo życia. Mamy mnóstwo zainteresowań i jeszcze więcej rozpraszaczy. Informacje na temat tego, co tylko przyjdzie nam do głowy, w mig znajdujemy w internecie. Znajomi, o swoich odkryciach lub osiągnięciach nie informują nas raz na jakiś czas podczas towarzyskich spotkań, lecz robią to praktycznie w czasie rzeczywistym na portalach społecznościowych i komunikatorach. Powstał już nawet portal, w którym możemy wrzucać informacje i zdjęcia o naszych działaniach, wydarzeniach z naszego życia, albo miejscach, w których właśnie jesteśmy, a po niedługim czasie są one automatycznie usuwane. To taka tablica ogłoszeń z naszego życia, aktualizowana co kilka godzin. Wszystko to prowadzi do sytuacji, w której robimy tak dużo, że nie starcza nam dnia. Musimy zapisywać to co powinniśmy pamiętać, bo nasz mózg przeciążony informacjami wyświetla „error” i nie zauważamy nawet jak wszystkie nasze działania nagle zaczynają iść w ilość, a nie w jakość.
Koronnym przykładem jest mój znajomy, który pracuje nad kilkoma projektami w dużej korporacji. Dodatkowo zapisał się na zaawansowany kurs projektowania stron WWW. Chodzi do szkoły tenisa, dwa razy w tygodniu jest na jodze i tak samo dwa razy w tygodniu chodzi na zajęcia z Tai Chi, a wieczorami hurtowo ogląda całe sezony kolejnych seriali, aby być na bieżąco w rozmowach ze znajomymi. O lekcjach angielskiego i hiszpańskiego oraz udziałach w maratonach nawet nie będę się rozpisywał. Wszystko na pierwszy rzut oka wygląda cudownie i budzi szacunek dla tak intensywnego życia. Kilku innych znajomych wyraża podziw dla jego umiejętności korzystania z życia i stara mu się dorównać w jego intensywnym przeżywaniu. Nie wiedzą jednak, że wpadają właśnie w pułapkę odhaczania.
Piszę o pułapce, bo znajomy o którym wspominałem, nawet nie zauważa, że zaczyna wyglądać jak zombie. Jest notorycznie niewyspany i zmęczony. Już czwarty raz zmienił szkołę jogi, bo nie jest zadowolony z efektów ćwiczeń i nie osiąga relaksu, na który tak bardzo liczył. Oczywiście, według niego winne są szkoły, a według mnie on sam. Bo jak można robić postępy w jodze i osiągać relaks, kiedy wpada się zdyszanym na sale 3 minuty po rozpoczęciu zajęć, a na 15 minut przed ich końcem nerwowo zerka na zegarek, bo w ciągu 20 minut od ich zakończenia trzeba być na angielskim w innej części miasta. Podobnie jest z serialami – znajomemu po hurtowym oglądaniu mylą się nie tylko sezony, ale i całe seriale. Przekręca imiona głównych bohaterów, zapomina o istotnych wątkach, ale według jego magicznej listy jest na bieżąco z kilkunastoma serialami. Ostatnio w trakcie jednego z treningów do maratonu zasłabł i wylądował na pogotowiu. Wspomina też coś o planach zmiany nauczyciela od hiszpańskiego, bo przy tym który jest, ma za słabe postępy w nauce tego języka…
Chcąc robić wszystko na raz, zużywa na to mnóstwo energii – zapominając o tym, że jest ona potrzebna także do życia i powinna mu wystarczyć jeszcze co najmniej na parędziesiąt lat. Ciało zamęczone ćwiczeniami i treningami, które teoretycznie miały mu pomóc, już zaczyna manifestować swoją niemoc. Kwestią czasu jest to, kiedy zastrajkuje mózg lub pamięć.
Pozostaje teraz pytanie, czy i Ty nie podążasz w ślady mojego znajomego? Czy przypadkiem nie poszedłeś na ilość zamiast na jakość tego co robisz?
A może myślisz, że Ciebie to nie dotyczy – bo w Twoim życiu jest tylko praca, telewizor i facebook, zatem nie wariujesz z ilością zadań. Czy aby na pewno? Czy przypadkiem nie siedzisz na kanapie ciągle przełączając kanały, jakbyś chciał obejrzeć całą zawartość połowy z nich? Czy przypadkiem, jakoś tak niepostrzeżenie, nie zacząłeś lubić tylu profili i osób na facebooku, że nie starcza Ci czasu na przeczytanie wszystkich postów z dnia?
Odpowiedź na te pytania i to co z nią zrobisz, zostawiam już tylko Tobie.
pisząc ten tekst wybrałem białą herbatę „Shou Mei”, którą zwykłem zaparzać przez 15 minut