„Spełnienia marzeń” – to jedno z najczęstszych życzeń jakie można usłyszeć z okazji imienin, urodzin czy jeszcze innych świątecznych okazji. Pytanie tylko, czy ktoś z je składających faktycznie się zastanawiał, co się stanie jak wszystkie marzenia zostaną spełnione?
Marzenia turystyczne
To nie koniecznie te z podróżami związane, ale do stanu podczas turystycznych wypadów mocno nawiązujące. Właśnie w ich trakcie wpadam bardzo często w stany zauroczenia danym miejscem, kulturą czy sposobem życia. Zachwyt ten jest o tyle złudny, że bywa bardzo powierzchowny i właśnie z tego powodu wszystko wydaje nam się cudowne, proste, łatwe i pozbawione problemów. Nagle, chcemy opuścić miasto i żyć w zagubionym gdzieś wśród pól i lasów gospodarstwie, bo byliśmy na agroturtsyce i było tak cicho, spokojnie, relaksująco i jedliśmy tylko zdrowe produkt z lokalnej zagrody. Zapominamy jednak, że ktoś te warzywa i owoce musiał posadzić i pielęgnować, że pyszny rosół na tłustej kurze nie wziął się z nikąd i ktoś musiał tę kurę hodować a potem zabić. Odwiedzamy te miejsce słonecznym latem, zieloną wiosną lub wielobarwną jesienią i zapominamy, że jeszcze jest zima i wtedy trudno tu dojechać i stąd się wydostać a mieszkańcy skazani są jedynie na samych siebie. Bez możliwości wyskoczenia do kina, knajpy czy znajomych. Takie turystyczne marzenia też często dotyczą domowych zwierzaków. Kiedy marzymy o słodkim, cudownym psiaku, który będzie nas radośnie witał w progu domu. Zapominamy często, że trzeba go wyprowadzać na dwór bez względu na pogodę i weekendowe poranki.
Moim” turystycznym marzeniem” było zostać dyrektorem jakiejś dużej firmy. Marzyłem o dobrej pensji, prestiżu i zarządzaniu. Zostałem dyrektorem i jednocześnie prezesem spółki, która zatrudniała 160 osób i dopiero wtedy poznałem psychiczne obciążenia, odpowiedzialność karną i nie zawsze przyjemne spotkania z Radą Nadzorczą, które były nieodłączną częścią tego stanowiska. Dziś cieszę się, że mam realizację tego marzenia na swoim koncie, ale powtórka tego doświadczenia mi się nie marzy. Podobnie jak mojemu znajomemu, który marzył o swoim zespole i taki też założył. Zapomniał jednak, że własny zespól, to nie tylko samo granie i podbijanie nowych scen. To też dźwiganie sprzętu, podłączanie kabli, wykłócanie się o honoraria i humory członków zespołu.
Stało się, i co teraz?
Są też marzenia, które dają prawdziwą satysfakcję i radość z ich realizacji, bez żadnych ukrytych pułapek i niechcianych konsekwencji. Zatem życzenia ich spełnienia wydają się być w pełni uzasadnione i bezpieczne. Zapominamy jednak, że spełniając marzenia jednocześnie je tracimy. Tak mają często, Ci którzy długie miesiąc przygotowują się np. do zdobycia Mount Everestu. Żyją przygotowaniami a następnie wspinaczką na ten ośmiotysięcznik i kiedy wyczerpani i szczęśliwi stają na szczycie czują ogromną radość. Osiągnęli cel, udowodnili sobie że dali radę, spojrzeli na świat z najwyższego szczytu Ziemi i… marzenie prysło. Teraz to, o co muszą się martwić to jak najszybszy i bezpieczny powrót. Cały dramatyzm tego zdarzenia polega również na fakcie, że nawet gdyby drugi raz próbowali zdobyć ten szczyt, to już nigdy nie odczują tak wielkiej ekscytacji przygotowaniami i wspinaczką, jak za pierwszym razem. Ja miałem tak z marzeniem o tym, aby znaleźć się kiedyś w hiszpańskiej Kordobie i odwiedzić Mezquitę. Byłem we wnętrzu tego olbrzymiego meczetu, zachwyciłem się tamtejszym lasem pięknych kolumn i uległem urokowi tego pięknego wnętrza. Pamiętam jednak moment wyjścia z niego i chwilę kiedy oblało mnie światło gorącego andaluzyjskiego słońca. Pomyślałem: zrobiłem to, było cudownie i co teraz….
Mądrość Złotej Rybki i lampianego dżina
Problemu z marzeniami, była już świadoma Złota Rybka i dżin z lampy. Mało, kto zauważa, że zaproponowali oni rybakowi i temu, który potarł lampę jedynie spełnienie trzech życzeń, o marzeniach nic nie wspominając.
Bo życie uczy nas tego, że jesteśmy za krótko na tym świecie, aby marnować czas na użalaniem się nad niespełnionymi marzeniami. Powinniśmy się nauczyć cieszyć dniem codziennym i doceniać małe przyjemności. Nie czekać na zrządzenie losu, nie zanosić modłów do bogów i sił wyższych o nasze uszczęśliwienie. Powinniśmy szukać szczęścia w sobie, polubić siebie i wymyślić sobie takie marzenie, którego nigdy nie będzie można spełnić, ale dążenie do którego, pomimo wielu wyzwań i przeciwności sprawi nam radość. Moim takim marzeniem jest to, aby otaczali mnie dobrzy i fajni ludzie oraz abym mógł się nieustannie dzielić z nimi moją radością.
Tekst zainspirowany chwilą wspólnego siedzenia z moją drugą połową na jednym z pomostów na molo w Juracie. Świeciło na nas słońce, lekko usypiał szum morza i nawet nie wiadomo kiedy, uciekła nam godzina na wspólnym wpatrywaniu się w ryby buszujące w wodorostach przy molo. Gdyby wtedy pojawiła się Złota Rybka i zapytała o moje życzenie, poprosiłbym pewnie, aby ta chwila trwała znacznie dłużej…
Pisząc ten tekst popijałem pyszną zieloną herbatę Mogo Mogo o smaku mango