Wiele nieprzyjemnych sytuacji, które nam się w życiu przytrafiają, często jest poprzedzone sygnałami ostrzegawczymi. Co jednak zaskakujące, mamy niebywałą zdolność do ich ignorowania i niezauważania. Sprzyja temu wszechobecna technologia, koncentracja na doraźnych rozwiązaniach oraz nieświadomość swojej intuicji.
Zegary zamiast Chmur
Austriacki filozof Karl Popper stworzył rozróżnienie na Chmury i Zegary. Zegary to systemy maksymalnie uporządkowane, stabilne, które można rozłożyć na poszczególne części aby zbadać, jak tworzą całość. Chmury natomiast są nieregularne, dynamiczne i dziwne. Cały czas ulegają przemianom, zmieniają kształt, wielkość i kolor. Trudno nad nimi zapanować. Współczesna kultura pędu i pośpiechu uparła się, aby każde zjawisko, z naszym życiem włącznie, spróbować naciągnąć do struktury zegara i na siłę uporządkować.
Efektem takiego podejścia są kalendarze, harmonogramy i aplikacje, które wszystko kontrolują i o wszystkim przypominają. Nie pamiętamy już dat imienin i urodzin najbliższych, bo przypomną nam o tym stosowne przypominacze. Nie pamiętamy numerów najbliższych, bo wszystko mamy w komórkach. Słyszałem o przypadku kobiety, która miała wypadek samochodowy, podczas którego uszkodzeniu uległ m.in. jej telefon. Z rodziną udało się skontaktować dopiero po dwóch dniach, bo nie potrafiła z głowy podać telefonu do najbliższych. Biegamy pod dyktando pulsometru lub dla pobicia wczorajszego rekordu: odległości, średniego tempa lub liczby kroków. Wszystko to mierzą w czasie rzeczywistym nasze smartfony. Problem jednak w tym, że skupieni na tych danych ignorujemy ból w kolanie, kolkę w lewym boku i biegniemy dalej przeciążając ciało na tyle, aż wreszcie zamanifestuje swoje potrzeby poważną kontuzją lub urazem. Przypominamy roboty, a może zegary, podłączone do centralnego układu sterowania. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem kogoś z tradycyjną mapą w ręku, za to już w niejednej toalecie zdarzyło mi się słyszeć wydobywający się nagle z jakiejś kabiny mechaniczny głos „skręć w lewo” lub „sygnał został utracony”. Uzależniamy się od elektronicznych map i GPS’u. Tak to prawda, dzięki nim szybciej trafiamy do celu i skuteczniej omijamy korki. Ja jednak pamiętam, ile razy zabłądzenie podczas zwiedzania jakiegoś miasta pozwoliło mi odkryć fantastyczne miejsca, budowle i magiczne skwery lub poznać ciekawych ludzi. Z tego też powodu, czasami bardzo świadomie wyłączam GPS, gubię precyzyjnie wyznaczone ścieżki i pozwalam sobie niczym swobodna chmura krążyć po nieznanych ulicach i placach, nieznanego miasta.
Natychmiastowe działanie
Budzisz się rano i masz zaledwie kilkadziesiąt minut na wyjście do pracy. Czujesz jednak, że coś niedobrego dzieje się z Twoim żołądkiem. Czy zatrzymasz się i zastanowisz co może być tego przyczyną, czy postarasz się wyczuć na ile to może być stan poważny? Raczej nie, bo interesuje Cię natychmiastowe rozwiązanie problemu. Zatem jedna tabletka przeciwbólowa, jedna rozkurczająca i już po problemie. Podobnie w przypadku bólu głowy, kręgosłupa czy też innych problemów zdrowotnych. Jeśli trafi się mocno stresujący dzień to po co się wyciszać, wychodzić na spacer aby odreagować i wyczyniać takie tam podobne „fanaberie”. Szybciej jest wziąć jakąś tabletkę uspokajającą, może psychotrop na poprawę nastroju lub wychylić kilka drinków na zapomnienie i odprężenie. To, że środki te nie rozwiążą żadnych problemów a kolejnego dnia mogą doprowadzić do jeszcze większego napięcia, to też nie jakiś szczególny problem – najwyżej zażyjemy podwójną dawkę naszych uspokajaczy. Kiedy trafi się nam jakiś dzień, w który od samego rana nie mamy siły i energii, to też nie będziemy nagle myśleć o zaplanowaniu popołudniowej drzemki, rozważać czy osłabiło nas całodniowe żywienie oparte na niezdrowych fast foodach czy zalana alkoholem wątrobą. Wystarczy jeden energetyk i już jesteśmy nakręceni nową siłą i prawie jak nowi. Pewnie dopiero za parę lat, niespodziewany zawał, wylew, miażdżyca czy rak dość brutalnie uświadomią nam, że te doraźne rozwiązania działają jednak na krótką metę a organizm z nawiązką odpłaci nam za takie traktowanie.
Intuicjo, gdzie się podziałaś?
Intuicja, bywa nazywana wewnętrznym głosem mądrości. Mamy ją wszyscy i odbieramy od niej sygnały praktycznie cały czas. Problem jedynie w tym, że bardzo często nie potrafimy ich zauważyć a nawet jak je dostrzeżemy, brakuje nam odwagi aby im w pełni zaufać. W dużym stopniu to efekt zachodniej cywilizacji, która stawia na inteligencję i logikę, które mieszkają w lewej półkuli naszego mózgu. Mają one charakter linearny i opierają się na słowach oraz liczbach. Tymczasem intuicja – objawiająca się w postaci nagłego przebłysku myślowego, który dostarcza nam myśl, obraz, rozwiązanie problemu, odpowiedź na nurtujące pytanie lub ostrzeżenie – pochodzi z półkuli prawej.
Często słyszę stwierdzenie: „ ja już nie ufam intuicji, bo się na niej zawiodłem/zawiodłam”. Zwykłem wtedy pytać, ile razy daną osobę zawiodło myślenie racjonalne, wynikające z logiki i inteligencji. Sam zresztą, przez długie lata wybierałem to, co pochodziło z głowy a nie mojego wnętrza. Do dzisiaj doskonale pamiętam rozmowę rekrutacyjną, na której moja intuicja wręcz wrzeszczała wewnątrz mnie, abym nie przyjmował tej oferty. Jednak racjonalna głowa kalkulowała prestiż stanowiska, wysokość wynagrodzenia i ambicjonalne dopieszczenie faktem, że kupił mnie z rynku headhunter. Postawiłem na głowę i zapłaciłem za to wysoką cenę zdrowiem. Prawdopodobnie podświadomie, obserwując sposób komunikacji między osobami z tej firmy, moja intuicja odkryła bardzo niezdrowe relacje, których z racji mojego wyboru, z czasem stałem się uczestnikiem. Od tamtej pory, to co podpowiada mi intuicja traktuję co najmniej na równi z podpowiedziami z głowy. Jeśli jednak sygnał intuicji jest na tyle silny, że bardzo mocno reaguje na nie moje ciało (nagłe silne spięcie brzucha, napięcie ramion i karku lub silne zaciśnięcie szczęki), wtedy bez wahania idę za głosem intuicji.
Wewnętrzne podłączenie
Opisane powyżej sytuacje, są efektem zerwania kontaktu z naszym wnętrzem lub zagłuszania go przez bardzo silne elementy z zewnątrz. To czego potrzebujemy, aby usłyszeć samych siebie, to chwilowego zatrzymania i wygaszenia zewnętrznego hałasu. Czasami wystarczy usiąść na chwilę gdzieś w domu, wyłączyć telewizor, wyciszyć telefon i nie puszczać żadnej muzyki. Brak pośpiechu i cisza wokół, pozwalają usłyszeć siebie. Doskonałym wyborem może być też spacer po lesie, plaży, górach lub łąkach. To właśnie wtedy, kiedy nasz spokojny mózg chłonie piękno natury, może dojść do głosu lewa półkula i z poziomu intuicji podszepnąć jakieś rozwiązanie.
Polecam również medytację. Pozwala ona na bardzo mocne nawiązanie kontaktu ze swoim wnętrzem i odczuciami z ciała. Praktykowana regularnie, sukcesywnie tę więź pogłębia. Jeśli jednak brak Ci czasu lub cierpliwości, dam Ci moją prywatną radę. Kup kilka dobrych gatunkowo herbat liściastych i każdego dnia zaparzają inną z nich, stosując się ściśle do zaleceń zaparzania: temperatury wody, czasu parzenia. Obserwuj przy okazji, jak zmieniają się w tym procesie zasuszone liście pod wpływem gorącej wody, jak woda nabiera barwy a następnie pij herbatę powoli, ciesząc się jej smakiem. Jeśli wybierzesz zieloną, możesz ją zaparzyć trzykrotnie i zdradzę Ci jedynie, że najsmaczniejsze nie jest wcale to pierwsze parzenie 😉