Wielu z nas próbuje przejąć kontrolę nad swoim życiem, nadać mu ścisły kierunek lub zbudować w nim swoją bezpieczną przystań. Lubimy wierzyć w to, że po osiągnięciu jakiegoś celu np. znalezieniu męża, zdobyciu dobrze płatnej pracy, posiadaniu miliona złotych oszczędności na koncie będziemy… No właśnie: kim będziemy, jacy będziemy, co tak naprawdę osiągniemy?

Jeden życiowy cel = życiowy error
Niedawno trafiłem na cytat duńskiego filozofa, poety romantycznego i teologa Sørena Kierkegaarda, który mówiąc kolokwialnie mógłby wielu ludziom rozwalić system, a mnie osobiście pomógł nazwać prosto to, co od wielu lat czułem: „Życie nie jest problemem do rozwiązania, tylko rzeczywistością do doświadczania”. Cytat ten jasno pokazuje, że w życiu mnogość doświadczeń jest ważniejsza niż jeden życiowy cel. Ułuda życiowego celu polega bowiem na tym, że kiedy go osiągniemy, to albo wyznaczymy kolejny (zatem ten pierwszy nie był jednak „życiowym celem”), albo poświęcimy całe swoje życie, aby ten jeden utrzymać. W innej sytuacji nie mamy już po co żyć, bo swoje zrobiliśmy i tylko niepotrzebnie zużywamy tlen.
Życie niczym gra
Zwykłem mawiać, że życie składa się z etapów. Przejście jednego z nich oznacza wejście w kolejny. To trochę tak jak w przygodowych grach komputerowych. Zaczynamy od pierwszego stosunkowo łatwego poziomu, aby potem przechodzić do kolejnych, często już bardziej skomplikowanych i wymagających. Nierzadko, te kolejne wymagają umiejętności lub przedmiotów zdobytych na tych wcześniejszych poziomach. Czasami te przejścia między poziomami są łagodne i łatwo nam się odnaleźć na kolejnym. Bywają jednak i takie sytuacje, gdzie przejście między jednym poziomem a drugim oznacza zmianę świata oraz reguł i zasad tymi światami rządzącymi. Póki będziemy trzymali się tych starych, nie przejdziemy kolejnego poziomu i utkniemy na tym jednym już na zawsze.
W naszym życiu oznacza to czasami rozstania z wieloletnimi przyjaciółmi, zmianę pracy i to taką dogłębną oznaczającą przejście do innej branży lub całkowitą zmianę jej charakteru. Może też wiązać się ze zmianą miejsca zamieszkania lub wywróceniem do góry nogami naszego systemu wartości i przekonań, którymi kierujemy się w życiu. To są właśnie te momenty, w których należy wykazać się odwagą odpuszczenia. Trzeba docenić dotychczasowe doświadczenia, ale nie dźwigać ich dalej jako obciążającego bagażu.
Lubię wtedy patrzeć na to, z takiej perspektywy, że dany człowiek, czy sytuacja która właśnie znika z mojego życia oznacza, że spełnili oni swoją rolę w moim życiu, albo ja moją rolę w ich. Dzięki temu możemy iść dalej, do kolejnego etapu.
Życie jak układanka z puzzli
Prawie każdy z nas ma za sobą doświadczenie układania skomplikowanego obrazka z setek, albo tysięcy drobnych kawałeczków układanki. W życiu jest podobnie, z tą jednak różnicą, że układając obrazek nie znamy jego docelowego wyglądu. Musimy się zdać na nasze doświadczenia wynikające z popełnionych błędów, testować różne strategie doboru kawałków lub ich porządkowania (np. według kształtu, czy koloru). Z czasem udaje nam się połączyć coraz więcej pasujących ze sobą elementów. Możemy np. ułożyć już całe błękitne niebo na naszym obrazku.
Ten moment jest groźną pułapką, bo istnieje pokusa, aby resztę kawałków zgarnąć pod dywan i udawać, że to niebo jest całym obrazkiem. Tak postępują Ci, którzy szukają w życiu bezpiecznej przystani. Zawierają małżeństwa i choć po kilku latach lub miesiącach okazuje się, że to jednak nie jest to czego chcieli w życiu i czują się w nich nieszczęśliwi, to jednak wciąż w nich trwają. Podobnie zachowują się Ci, którzy nienawidzą swojej pracy i się w niej męczą, ale boją się odejść, bo nowa może być gorsza lub będą mniej zarabiać.
Problem z tą sytuacją polega na tym, że ewidentnie wiedzą oni, że dół obrazka nie jest równy, że powinny tam być dodatkowe kawałki, ale robią wszystko aby tego nie widzieć lub o tym zapomnieć. Rzucają się więc w kompulsywne uprawianie sportu, niekończące się zakupy, czasami gubią w pracy lub oddają się jakiejś idei, która uszlachetnia ich męczeństwo. Inna droga to używki, które zagłuszą wyrzuty sumienia, uśpią marzenia i zatrzasną w pancernym sejfie poczucie, że jednak coś jest nie tak. W ostateczności pozostaje jeszcze strach i pytanie, a co będzie jeśli ułożę cały obrazek i okaże się, że pod tym pięknym błękitnym niebem będzie na nim jakieś złomowisko. Dziwnym trafem, prawie nigdy nie pytamy siebie, o to co zrobimy jak pod tym błękitem nieba pojawi się cudowna łąka, zachwycający las, bajeczne miasto czy urzekający lazurem wody ocean.
Cóż mogę podpowiedzieć?
Zamień życiowy cel na życiową misję. Choć brzmi to bardzo pompatycznie, pozwala trzymać się pewnego kierunku, ale nie zamyka Cię w jednym działaniu. Jeżeli masz problem ze słowem „misja” odpowiedź po prostu na pytanie: Co dobrego chcesz wnieść do świata?
Nie bój się też bezpiecznej przystani w życiu, każdy jej potrzebuje. Pamiętaj jednak, że jej nazwa to „przystań”, a nie: zostań lub utknij. To powinien być obszar w Twoim życiu, w którym odpoczywasz, regenerujesz się lub ładujesz baterie. To może być też miejsce twórczych inspiracji lub wsparcia bliskich Ci osób, które w razie czego podniosą Cię na duchu lub w potrzebie szepną „wierzę w Ciebie”.