Wiele osób marzy o tym, aby ich praca była zarazem ich pasją. Wierzą, że dzięki temu będzie się im pracować łatwo i przyjemnie. Liczą, że niesieni siłą pasji rozwinął swoje zawodowe skrzydła i przekroczą ograniczające ich bariery. To faktycznie jeden z możliwych scenariuszy. Jednak, aby był on potencjalnie możliwy należy unikać dwóch podstawowych pułapek.

Pułapka 1 – pasjo przybywaj!
Powyższy tytuł oddaje nastawienie niektórych z moich klientów rozczarowanych swoim obecnym miejscem pracy. Wierzą w to, że pasja powinna na nich spłynąć i niecierpliwie wyglądają tego momentu. Problem jednak w tym, że pasja nie przybywa z otchłani wszechświata, tylko rodzi się wewnątrz nas.
Jedna z moich klientek stwierdziła kiedyś, że daje swojej nowej pracy jeszcze miesiąc, aby poczuć do niej pasję. Jeśli się to nie wydarzy, to nie przedłuży swojej umowy zawartej na okres próbny. Była nieco zaskoczona, kiedy podałem jej kartkę i powiedziałem, że już nawet w tej chwili może napisać oświadczenie o nieprzedłużaniu umowy.
Sęk w tym, że to nie pracy, ale co najwyżej samemu sobie, możemy dać szansę na rozbudzenie pasji do tego co robimy zawodowo. Musimy dać trochę więcej od siebie. Zaangażować się i zgłębić temat próbując dostrzec w nim ciekawostki, interesujące wątki lub dowiadując się więcej o narzędziach lub otoczeniu biznesowym związanym z daną branżą.
Pasja jest bowiem jak ogień w kominku. Z jednej strony cały czas musi być podsycana drewnem, czyli naszym działaniami, pogłębianą wiedzą, czy też inicjatywami jakich się podejmujemy. Z drugiej strony, nawet najlepsze drewno nie zapłonie jeśli nie będzie pierwszej iskry. Potraktujmy zatem nasze początkowe zaangażowanie jako inwestycję. Jako pewnego rodzaju rozpałkę do której przytykamy płomień. Zacznijmy działać i nie wyczekujmy spektakularnego przełomu pewnego dnia. Pasja, o ile będzie nam dana, będzie narastać powoli, aż pewnego dnia z zaskoczeniem stwierdzimy, że nasza praca daje nam wiele satysfakcji i gubimy poczucie czasu kiedy się w nią angażujemy.
Pułapka 2 – zamiana pasji w pracę.
Na pozór najprostsze z rozwiązań. Zamiast rozbudzać pasję, należy tą która już mamy przekuć na działania zarobkowe. O ile nam się to uda, oprócz samej przyjemności zajmowania się danym tematem będziemy mogli z tego tytułu czerpać także korzyści finansowe. W takim podejściu nie ma nic złego. Co więcej nasza pasja może sama zarabiać na siebie. Problem zaczyna się jednak wtedy, kiedy to co robimy z pasji staje się naszym jedynym, albo głównym, źródłem utrzymania.
W tej sytuacji to co było przyjemnością, nagle staje się obowiązkiem. To czym zajmowaliśmy się z chęci działania, teraz będzie wynikało z musu, przyjętego harmonogramu lub powziętego wobec klienta zobowiązania. W pierwszych miesiącach nie zauważymy zwykle tej zmiany. Każde nowe zlecenie będzie namacalnym dowodem na potwierdzenie właściwości naszej decyzji. Brak zleceń, też będzie początkowo łatwo tłumaczyć. Przecież machina musi nabrać rozpędu, aby wszystko zaczęło się kręcić.
Jednak po 3, 6 a może 12 miesiącach ta sytuacja zacznie nam ciążyć. Opadnie początkowy entuzjazm, a to co dawało radość zacznie generować stres i napięcie. Oczywiście prawie każdy z nas ma pokusę, aby uwierzyć w to, że nam się taki scenariusz nie przydarzy i ja tę wiarę bardzo szanuję. Jest świetnym motorem napędowym przy wielu decyzjach. Pozwala dokonać wielu i wspaniałych rzeczy w naszym życiu. Chodzi tylko o to, aby być świadomym jak zazwyczaj taki transfer pasji w prace przebiega i w odpowiednim momencie, jeśli ta sytuacja zacznie nasz męczyć, mieć odwagę odpowiednio na nią zareagować.