Ludzie często sądzą, że 40 lat to taki moment graniczny, w momencie przekraczania którego zawiruje cały świat, otworzy się niebo lub co najmniej rozstąpi woda. Przykro mi, ale nie zdarzy się nic z tych rzeczy. Świat może nawet nie zauważy tego znamiennego dla Ciebie momentu. Jednak to co nadejdzie potem, może stać się ekscytującą jazdą bez trzymanki. Co ciekawe, tym z niełatwym życiem czasami przydarza się to już przed upływem 40-tego roku życia.

Dopada nas to w różnych momentach. Jednych tuż po 40-tych urodzinach, innych bliżej 50-tki. Jest to przemożne przekonanie, że zostało nam mniej niż więcej lat do końca życia. Część osób ta świadomość przytłacza, u innych podnosi życiowe ciśnienie. Zaczynają być wprost zaimpregnowani na bylejakość w każdym aspekcie swojego życia. Czują po prostu, że nie mają już czasu na to co nie jest ich warte. Czasami tak sobie myślę, jak cudnie byłoby zyskiwać taką świadomość koło 30-tki i już wtedy podróżować z nią przez życie.
Jazda na maksa
W wieku 40+ masz już szmat życia za sobą. Nabrałeś sporo doświadczenia, widziałeś i poznałeś niejedno. Pewnie wyszedłeś też cało z co najmniej kilu życiowych zawirowań. To wszystko pozwala czasem zaszaleć. Tak jak to robią kierowcy na rajdach terenowych.
Te najtrudniejsze wymagają specjalnych samochodów z wbudowaną wzmocnioną klatką bezpieczeństwa dla prowadzącego pojazd i pilota. Kiedy mkną 150 km/h po wertepach i wybojach jeden błąd może skończyć się wypadkiem. W takich momentach klatka bezpieczeństwa i pozostałe wyposażenie ratują im życie, pomimo faktu, że reszta samochodu wygląda jak kupa złomu.
Kiedy masz 40+ lub życie zafundowało Ci niełatwą młodość Twoja wiedza, doświadczenie i wiara we własne siły są Twoją klatką bezpieczeństwa. Możesz więc w życiu pozwolić sobie na jazdę na pełnym gazie po nieznanym terenie i niejeden ostry życiowy wiraż.
Wiele osób myśli, że to jest w tym wszystkim najlepsze. Lecz choć dodaje to odżywczej pikanterii naszemu życiu, to powiedzmy sobie szczerze: ile można jechać na pełnym gazie? Szczególnie w tym wieku 😉
Setką do przodu
Może zatem świadomość upływu czasu motywuje nas do jazdy w szybszym tempie przez życiowe meandry. Niektórych tak, dochodzą bowiem do wniosku, że nie warto się wlec powoli przez resztę życia i dociskają gazu. Inni natomiast wciskają hamulec do dechy, żeby się zatrzymać i zastanowić jaki cel powinien być na końcu ich drogi. Oba doświadczenia są potrzebne i ważne.
Powolna jazda odpada
Kiedy wyznaczasz sobie standard jazdy na np. 100 km/h wiesz dobrze, że na życiowej drodze trafią Ci się sytuacje kiedy będziesz musiał zwolnić i to zupełnie normalne. Gorzej jak ta powolna jazda trwa za długo.
Największą siłą tego wieku jest odwaga do tego, że jak coś spadnie do 50 km/h i pomimo prób nie da się tego przyśpieszyć – usuwasz to ze swojego życia. Mogą to być wypalone związku, zatrute relacje, zawodowe ścieżki, które rujnują Ci prywatne życie lub zdrowie.
Robisz to, bo masz już bolesną świadomość upływu czasu i przestajesz wierzyć w bajki, że jak coś nie zmieniało się od lat, to zmieni się w mitycznym „kiedyś”.
Czy to droga dla każdego? Nie wiem.
Wybierając ją pewnie czasami się wywalisz, czasami nabijesz siniaków. Mimo to, dasz radę jeżeli wierzysz w swoją klatkę bezpieczeństwa (wiedzę, doświadczenie i własne siły).
Ja nie dokonam za ciebie wyboru. Mogłem jedynie zdecydować co ja wybieram. Uznałem, że ostatecznie lepiej wywalić się gdzieś na skarpie mając spełnione życie, niż „spokojnie” doturlać się do jego końca na powolnym i bezpiecznym trójkołowym rowerku.