Proaktywność to jedno z tych słów, które robi karierę w rozwoju osobistym, prezentacjach menedżerskich, ale również rozmowach coachingowych. Ja osobiście mam wrażenie, że proaktywność wniknęła do mojego krwiobiegu wraz z początkami pracy w korporacjach. Jest ona dla mnie na tyle zżyta z moim sposobem działania, że czasami ulegam iluzji, iż jest to coś zupełnie naturalnego i powinno cechować wszystkich innych ludzi.
Moje spotkania coachingowe ale również obserwacja środowisk zawodowych, w których miałem i mam okazję funkcjonować uświadamiają mi jednak, że proaktywna postawa jest to coś co trzeba w sobie wypracować. Lata doświadczeń zawodowych pokazały mi też, że choć proaktywność jest czymś z gruntu pozytywnym, to może ona występować w wariancie dojrzałym oraz niedojrzałym.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze dzisiejsza rzeczywistość ze swoją wielością możliwości. Niesie ona ze sobą spore ryzyko, że osoby proaktywne próbujące działać zawsze i w każdej sytuacji popadną w hiperaktywność, która z czasem może doprowadzić ich do wypalenia.

Czym właściwie jest proaktywność?
Najprościej mówiąc, to zdolność do działania z własnej inicjatywy. Osoba proaktywna nie czeka, aż coś się wydarzy, tylko sama podejmuje decyzję, wychodzi z pomysłem i działa zanim sytuacja wymusi reakcję.
Tu warto też zaznaczyć ważną kwestię. Proaktywność nie jest przeciwieństwem bierności. Jej przeciwieństwem jest raczej reaktywność, czyli działanie w odpowiedzi na zewnętrzne bodźce. Osoba reaktywna czeka, aż coś się stanie i dopiero wtedy reaguje. Proaktywna – przewiduje, planuje i uprzedza. Oba te podejścia mają swoje miejsce w życiu, ale to właśnie proaktywność daje większą sprawczość i poczucie wpływu.
Ale czy powinniśmy mówić o „proaktywności” jako o zjawisku, czy raczej o „proaktywnej postawie”? Ja zdecydowanie stawiam na to drugie. Proaktywność nie jest cechą wpisaną na stałe w nasz charakter. To postawa, którą możemy przyjąć – lub nie – w danym momencie, kontekście bądź sytuacji. Można być proaktywnym w pracy, a zupełnie pasywnym w relacjach. Albo odwrotnie, działać z inicjatywą w życiu osobistym, a zawodowo czekać na instrukcje.
Proaktywność to zatem nie etykieta, ale wybór. Styl bycia. Praktyka codziennych decyzji.
I tu dochodzimy do kolejnego, bardzo ważnego rozróżnienia: proaktywność może być dojrzała albo niedojrzała.
- Dojrzała proaktywność to działanie osadzone w wartościach. To refleksja przed ruchem. To planowanie z głową i świadomość konsekwencji. To także gotowość, by czasem… nie działać.
- Niedojrzała proaktywność to zryw. Działanie dla samego działania. Potrzeba kontroli albo lęk przed bezruchem. Często podszyta perfekcjonizmem, niepokojem lub pragnieniem akceptacji.
Ta druga, choć na pozór wygląda „aktywnie” może prowadzić do chaosu, wypalenia, a nawet przekraczania granic innych ludzi.
Rozpoznanie różnicy między tymi dwoma typami to pierwszy krok do tego, by proaktywność była dla nas źródłem energii, a nie jedynie powodem jej ubytku.
Czy każdy powinien być proaktywny? Czy trzeba być proaktywnym zawsze?
To pytania, które bardzo lubię, bo pozwalają zejść z zero-jedynkowego podejścia do życia.
Odpowiedź brzmi: nie, nie każdy musi być proaktywny zawsze i wszędzie.
Proaktywność to nie cyrograf. To nie etykieta, którą przyklejasz sobie na czoło i już nigdy nie możesz się od niej uwolnić. To decyzja, i jak każda decyzja, może być podejmowana elastycznie, zgodnie z tym, gdzie jesteś, w jakiej formie i z jaką energią.
Czasem życie stawia nas w miejscu, w którym proaktywność oznacza powiedzenie „stop”. Zatrzymanie się. Zrobienie mniej. Odłożenie działania na potem. I to wciąż jest proaktywna decyzja, tylko osadzona w szacunku do siebie i do sytuacji, a nie w przymusie działania za wszelką cenę.
Możesz być osobą o proaktywnej postawie, a jednocześnie mieć momenty bierności, zmęczenia lub wycofania. Możesz nie mieć siły, być chory, przechodzić kryzys. I to nie znaczy, że tracisz wartość. To znaczy, że jesteś człowiekiem.
Dojrzała proaktywność dopuszcza pauzę. Daje sobie przyzwolenie na to, by działać mniej, inaczej czy później, jeśli wymaga tego Twoja kondycja, emocje lub sytuacja.
Paradoksalnie, czasem najbardziej proaktywną rzeczą, jaką możesz zrobić, jest uznanie, że dzisiaj nie dasz rady działać. I pozwolić sobie na regenerację.
Bo proaktywność to nie perfekcyjna ciągłość działania. To świadomość, kiedy działać i kiedy się zatrzymać.
Gdy proaktywność staje się pułapką
W świecie, w którym tempo jest zawrotne, a możliwości mnożą się każdego dnia, proaktywność – choć szlachetna i wartościowa – potrafi wciągnąć nas w wir, z którego trudno się wydostać.
Osoby o silnej postawie proaktywnej często wpadają w pułapkę „bycia zawsze na bieżąco”. Chcą śledzić trendy, reagować na aktualności, wykorzystywać każdą nową okazję… Dziś to już nie jest jedna-dwie możliwości tygodniowo. To lawina, która spada na nas każdego dnia.
W efekcie zaczynamy łapać wszystko. Każda nowinka to potencjał do działania. Każda okazja to impuls do reakcji. Każda zmiana to zaproszenie do natychmiastowej adaptacji.
Problem polega na tym, że każda z tych decyzji, choć może wyglądać niewinnie, pociąga za sobą konsekwencje. Angażujesz się, więc musisz coś kontynuować. Obiecujesz coś, więc musisz dowieźć. Reagujesz, więc jesteś „w grze”, nawet jeśli Twoje zasoby już dawno się wyczerpały.
W rezultacie to, co miało być konstruktywnym przejawem Twojej aktywności, staje się źródłem napięcia, frustracji i zmęczenia. Proaktywność bez właściwie nałożonego filtra przeradza się w hiperaktywność. A ta prowadzi do hiperwyczerpania. Stanu, w którym organizm odcina dostęp do energii. Nagle przestajesz mieć siłę nawet na podstawowe rzeczy. Wszystko zaczyna Cię przytłaczać.
To może być jeden dzień. A może być tydzień lub dłużej.
Dlatego w świecie przebodźcowania proaktywność musi być filtrowana przez dwa pytania:
- Czy naprawdę chcę w to wejść?
- Czy mam zasoby, by to kontynuować później?
Bo to nie sam start jest najtrudniejszy. Trudniejszy jest ciąg dalszy. A dojrzała proaktywność zawsze bierze to pod uwagę.
Proaktywność mimo wszystko – jak działać z głową i w zgodzie ze sobą
Mimo tych wszystkich pułapek i zagrożeń nie bójmy się proaktywności. To nadal jedna z najbardziej wartościowych postaw, jaką możemy pielęgnować. To ona daje nam realny wpływ na nasze życie. To dzięki niej możemy działać z wyprzedzeniem, a nie tylko gasić pożary.
Ale kluczem jest świadomość i dojrzałość. Proaktywność nie powinna być odruchem, powinna być decyzją. Decyzją podejmowaną z uwzględnieniem naszych zasobów, celów i wartości.
W praktyce oznacza to, że warto stworzyć w sobie wewnętrzny mechanizm autoweryfikacji. Zanim wejdziesz w coś nowego, zadaj sobie pytania:
- Czy naprawdę chcę się tym zająć?
- Czy mam na to przestrzeń: czasową, emocjonalną, energetyczną?
- Co będzie dalej, jeśli się w to zaangażuję?
I jeszcze jedno, może najważniejsze: uczmy się proaktywnie mówić „nie”. Nie łap każdej okazji. Nie wchodź w każdą propozycję. Nie ulegaj każdemu impulsowi.
W dzisiejszym świecie większą sztuką niż szybka reakcja jest umiejętność selekcji. Dobrze dobrana pasywność może być fundamentem długofalowej proaktywności.
Dlatego działajmy, ale nie byle jak. Działajmy, ale mądrze. Z refleksją, z intencją, z wyborem. Bo dojrzała proaktywność nie wypala. Ona buduje.