W czasie tegorocznych wakacji na Maderze zobaczyłem w mieście Funchal pomnik, który z pewnością zostanie na długo w mojej pamięci i do którego zawsze będę powracał w chwilach zwątpienia i niepewności. Pomnik „Upadłego anioła” jest bowiem dla mnie rzeźbiarskim uosobieniem braku wiary w siebie, mentalnej niemocy i rozpaczliwej bierności.
Kiedy widzisz potężnego anioła o wspaniałych skrzydłach, który bezradnie zwisa na stalowych prętach w iluzorycznej klatce, aż chcesz krzyknąć do niego „Leć! Użyj skrzydeł! Rozwal tę klatkę!”. Chciałem krzyczeć i ja, przytłoczony jego bezradnością i irytującą biernością. Głos jednak uwiązł mi gardle. Po pierwsze, z tego powodu, że to idiotyczne krzyczeć na pomnik. Po drugie, bo przypominałem sobie, że podświadomie irytuje nas w innych to, czego nie lubimy w samy sobie.
Nagle na miejscu tego anioła zobaczyłem samego siebie. Ze swoją wiedzą, zdolnościami, umiejętnościami i całym moim potencjałem, w który zdarza mi się czasami wątpić. To są moje skrzydła, których gdybym tylko z całą wiarą użył roztrzaskałbym niejednokrotnie klatkę moich obaw i strachu. Chwile zawahania, gorsze momenty lub przebłyski braku wiary w siebie zdarzają się każdemu. Nawet tym najbardziej zaradnym, silnym i przebojowym. Wtedy właśnie jesteśmy jak ten anioł.
Wisimy bezradnie, budując kontury swojej klatki z „Nie da się”, „To dla mnie za trudne”, „Niemożliwe”, „To mnie przerasta”, „To bezsensu, bo i tak nic nie zmieni” itd. Nie dostrzegamy jednak, że ściany klatki nie są niczym wypełnione, że jest w nich przestrzeń na głęboki oddech i rozłożenie skrzydeł, w których istnienie zwątpiliśmy.
Ten pomnik zdradza jeszcze jedną tajemnicę, która wszystko utrudnia i komplikuje. Ten anioł do końca nie upadł, bo wciąż utrzymuje się nad ziemią. Być może wierzy nawet, że fruwa choć de facto jedynie zwisa. Być może wierzy, że używa swoich skrzydeł, choć de facto trzymają go jedynie stalowe pręty. Gdyby runął na ziemię, być może by się przebudził i poderwał do lotu, a tak pozostaje wciąż w biernych bezruchu. Ostatecznie do finalnego upadku jeszcze trochę brakuje. Ile to razy słyszałem „Co prawda nie jest dobrze, ale wiesz mogło by być jeszcze gorzej” jako idealną wymówka przed wzięciem odpowiedzialność za swoje życie i działaniem. W tym momencie „mogło by być jeszcze gorzej” to takie nasze pręty, na których zwisamy. Zapominając o tym, że wcześniej czy później przeżre je korozja, a my grzmotniemy z impetem o ziemię. Pozostaje jedynie pytanie, czy będziemy jeszcze wtedy pamiętali jak używa się skrzydeł?
„A jeśli upadnę? Oh, moja droga, a co jeśli polecisz?”