Zawsze zwracałem uwagę na słowa dobierane przez moich rozmówców, ale kurs coachingu dodatkowo uświadomił mi ich znaczenie w kontekście stosunku danej osoby do sprawy, o której opowiada. To co mnie najbardziej frapuje to fakt jak często bierzemy na siebie odpowiedzialność za błędy i potknięcia np. nie wyszło mi, dałem ciała itp. ale już w kontekście pozytywnego załatwienia sprawy sprawczość przypisujemy siłom od nas niezależnym np. udało mi się zdać egzamin, poszczęściło mi się i załatwiłem, miałem fuksa bo przyjęto wszystkie dokumenty bez zastrzeżeń. Z niewiadomego powodu mamy opór przed przypisaniem sukcesu samym sobie. Czasami mam wrażenie, że to pozostałość jeszcze z czasów szkolnych, kiedy to nie wypadało mieć samych dobrych ocen bo wychodziło się na kujona. Pamiętam, że na studiach Ci z najlepszymi ocenami często deklarowali, że prawie się nie uczyli ale im wyjątkowo pytania podpasowały i dlatego tak dobrze poszło. Oczywiście wszyscy szybko się orientowali o co chodzi, jak okazywało się, że na te wyjątkowo im pasujące pytania trafiali przy każdym egzaminie 😉
Skoro jednak, już pokończyliśmy szkoły i uczelnie to czas porzucić fałszywą skromność i otwarcie docenić siebie samych. Zatem „zdałem egzamin” a nie „udało mi się zdać egzamin”. Jeśli byłem do niego przygotowany, uczyłem się to nie było tutaj żadnego przypadku i szczęścia, była to czysta konsekwencja włożonej pracy. Nie był to fuks, że przyjęto mi wszystkie dokumenty bez zastrzeżeń. To efekt mojego uważnego ich wypełnieni albo zdobycia wymaganej wiedzy zanim to zrobiłem. Kiedy zaczniemy mówić wygrałem, zdałem egzamin, sprawnie to załatwiłem itd. Zaczniemy też czuć jak wiele w życiu zależy od nas samych. Nabierzemy energii, poczucia kontroli nad życiem i ruszymy z wieloma sprawami do przodu.
Podobnie jak z powyższym ma się sprawa z czasem. Wielu moich znajomych pyta „jak znajduję czas” na robienie tylu rzeczy w życiu. Otóż nie znajduję go, ja go dobrze planuję. Niestety doba ma zawsze 24 godziny i nie da się jej wydłużyć, gdzieś tam znalezioną na ulicy godziną albo kilkoma. To co robię to ograniczam czas potrzebny mi na wykonanie innych rzeczy, albo świadomie i z całą konsekwencją zarywam kawałek nocy. Mówienie o znajdowaniu czasu jest jednak dla innych o tyle wygodne, że nie muszą się przed sobą tłumaczyć ze złego planowania dnia. Unikają odpowiedzialności stwierdzając oględnie, że nie udało się go znaleźć. Odrębnym pytaniem jest, czy go w ogóle szukali…