Żyjemy obecnie w niełatwym i niespokojnym czasie, który nadwyręża stresem nasze systemy nerwowe. Wiele osób straciło poczucie bezpieczeństwa i zastanawia się nad tym jak to wszystko się dalej potoczy.
Sądzę, że warto w tym miejscu z całą mocą powiedzieć jasno i wyraźnie „tego do końca nie wie nikt”. To ważny przekaz, bo intuicyjnie szukamy wskazówek oraz specjalistów, którzy nam jasno powiedzą co i jak robić. Nasz problem w tej sytuacji sprowadza się do tego, że czym więcej szukamy, tym więcej takich osób znajdujemy ale ich prognozy i rekomendacje nierzadko wykluczają się wzajemnie. Historia pokazuje, że wiele z tych osób się myli, a tylko nieliczni trafnie przewidzą bieg zdarzeń. Sęk w tym, że o tym, którzy z nich wysnuli trafną prognozę dowiemy się dopiero za jakiś czas spoglądając wstecz.
Najrozsądniejszym co w sytuacji niewiedzy można zrobić, to działać dalej idąc do przodu, może jedynie z nieco większym wyczuleniem na całą sytuację. Krok po kroku i po zakończeniu jednego, a przed rozpoczęciem kolejnego, weryfikować czy ten zaplanowany jako kolejny jest adekwatny do obecnej sytuacji i nie wymaga modyfikacji. Co do negatywnych scenariuszy, pomyślałbym o najgorszym i zastanowił się co muszę dziś zrobić, aby być do niego w minimalnym stopniu przygotowany. Minimalnym, bo on się jeszcze nie wydarza! Uważajmy, bo za długie przebywanie myślami w tym scenariuszu nakręcę nasze emocje, a szczególnie lęki i pod ich wpływem łatwo możemy przekroczyć te minimum. Tymczasem szansa na to, że wydarzy się to co najgorsze zawsze ma w wielości innych scenariuszy niewielki procent prawdopodobieństwa.
Zostaje jeszcze zmęczenie „lawiną” problemów. Najpierw uderzyła w nas pandemia. Kiedy już liczyliśmy, że z niej wychodzimy i wszystko wraca do normy pojawiła się inflacja i „Polski Ład”, który z ładem akurat niewiele ma wspólnego. Jak już sądziliśmy, że sytuacja ekonomiczno-prawna za chwilę jakkolwiek się ustabilizuje, nadeszła wojna za naszą granicą. Wiele osób pyta więc „kiedy to się wszystko skończy?”.
Polecam myśl z dzisiejszego cytatu i jej konkluzję „problemy nigdy się nie kończą”. Mniejsze czy większe nieustannie będą nas dotykać z różnym nasileniem. Uważam, że należy je rozwiązywać, jednak większość energii powinniśmy inwestować nie w walkę z nimi, ale w nasz rozwój. Tak, aby coraz lepiej i łatwiej sobie z nimi radzić. Problemy są naturalnymi wyzwaniami w naszym życiu i wiara w to, że można żyć bez nich jest naiwnością. Tym większą, że bez wyzwań nie mamy szansy na zmianę i rozwój.
