Człowiek to jak się wydaje jedyne stworzenie, które potrafi cierpieć z powodu tego, co sobie wymyślił.
Nie dlatego, że życie jest okrutne, ale dlatego, że nasze oczekiwania często pochodzą z innego świata – tego, który istnieje tylko w naszej wyobraźni.

Światy, które tworzymy w głowie
Każdy z nas nosi w sobie jakiś „idealny świat”.
Szef wyobraża sobie zespół pełen zaangażowania, inicjatywy i współodpowiedzialności – taki, który sam z siebie wie, co trzeba zrobić, a jeśli nie wie, to zapyta z pokorą i uśmiechem.
Project manager wierzy, że kiedy projekt się sypie, zarząd zrozumie, poklepie po ramieniu i powie: „Trudno, nie wszystko da się przewidzieć. Zadbaj o siebie.”
Pracownik marzy o szefie, który inspiruje, wspiera i widzi w nim człowieka, a nie wiersz w Excelu.
Rodzic wyobraża sobie dziecko wdzięczne, empatyczne i chętne do współpracy.
Partner – drugą połówkę, która zawsze rozumie bez słów.
Te światy są piękne, ale mają jedną wadę – nie istnieją. Są wytworem naszej potrzeby ładu i sensu.
W rzeczywistości spotykamy ludzi zmęczonych, rozproszonych, uwikłanych w swoje historie.
I tu pojawia się moment, w którym zderzenie fantazji z rzeczywistością zamienia się w rozczarowanie.
Rozczarowanie jako znak, że właśnie opuściliśmy fikcję
Rozczarowanie nie jest więc dowodem, że świat jest zły.
To raczej znak, że zderzyliśmy się z rzeczywistością, która po prostu nie spełnia naszych scenariuszy.
Z bólem, ale też z prawdą.
Rozczarowujemy się ludźmi, bo oczekujemy, że będą postępować zgodnie z naszymi wartościami, a nie z własnymi.
Rozczarowujemy się sobą, bo wierzyliśmy, że będziemy lepsi, silniejsi, bardziej cierpliwi.
Rozczarowujemy się organizacjami, bo myśleliśmy, że istnieją firmy, w których wszystko działa idealnie – procesy płynne, komunikacja klarowna, a relacje dojrzałe.
To właśnie te „firmy idealne”, których nikt nigdy nie widział, są źródłem największej frustracji.
Świat nie jest zepsuty – tylko nie jest nasz
Życie nie psuje nam planów złośliwie. Ono po prostu ich nie zna.
Rzeczywistość nie ma obowiązku dopasowywać się do naszych wyobrażeń.
To my ją o to – mniej lub bardziej świadomie – prosimy.
I kiedy tego nie robi, czujemy się zdradzeni.
Zamiast przyjąć, że zespół jest jaki jest – nie idealny, ale prawdziwy – wpadamy w spiralę żalu: „Przecież oni powinni…”
Zamiast uznać, że korporacja nie jest wspólnotą terapeutyczną, marzymy o mitycznym miejscu, gdzie projekty prowadzi się lekko i po partnersku.
Dwie strzały: rzeczywistość i interpretacja
W ujęciu mindfulness, czyli uważności, istnieje metafora dwóch strzał.
Pierwsza strzała to życie samo w sobie – sytuacje, które po prostu się zdarzają. Projekt się spóźnił. Ktoś zawalił. Ktoś nas skrytykował. Ciało zachorowało. To fakt, który przynosi ból, frustrację lub złość. Nie da się tego całkiem uniknąć, bo życie ma w sobie element nieprzewidywalności.
Druga strzała to nasza reakcja na ten fakt – myśli, które zaczynają się pojawiać zaraz po wydarzeniu.
„Jak oni mogli?”, „Dlaczego zawsze ja?”, „To niesprawiedliwe”, „W normalnej firmie by się tak nie stało.”
Ta druga strzała nie pochodzi już ze świata zewnętrznego – wbijamy ją sobie sami. To moment, w którym rana po pierwszej strzale zaczyna boleć nie dlatego, że wciąż krwawi, ale dlatego, że ciągle ją rozdrapujemy.
Pierwsza strzała boli.
Druga rani.
Pierwsza jest faktem.
Druga – naszą interpretacją.
I choć nie możemy uniknąć tej pierwszej, możemy nauczyć się powstrzymać drugą.
To właśnie w tej przerwie między jednym a drugim zdarzeniem zaczyna się uważność – umiejętność widzenia rzeczy takimi, jakie są, zanim nasz umysł dopisze im swoją historię.
Jak przestać być ofiarą własnych oczekiwań
Nie chodzi o to, by zrezygnować z ambicji czy standardów.
Chodzi o to, by zobaczyć, że nasze oczekiwania są często subtelną formą iluzji kontroli – próbą uczynienia świata bardziej przewidywalnym, niż jest.
A kiedy ta kontrola się rozpada, zostaje ból, który wcale nie musi być wrogiem. Może być nauczycielem.
Zamiast pytać: „Dlaczego to się dzieje?”, może warto zapytać:
– „Co to zdarzenie mówi mi o moich oczekiwaniach?”
– „Które z nich są jeszcze moje, a które odziedziczone – po kulturze, wychowaniu, dawnych szefach?”
– „Czy to, czego chcę, jest realne w świecie, w którym żyję?”
Filozofia 3P jako antidotum
W takich chwilach pomaga prostota, porządek i proaktywność – Filozofia 3P:
- Prostota – czyli uznać, że życie jest, jakie jest. Bez upiększeń i pretensji.
- Porządek – oddzielić to, na co mamy wpływ, od tego, na co nie mamy.
- Proaktywność – zrobić krok, choćby mały, zamiast karmić się żalem.
Bo najczęściej nie cierpimy przez to, że świat nam dokucza.
Cierpimy, bo ciągle porównujemy go z wersją, która nigdy nie istniała.
Uwięzienie lub wyzwolenie – wybór należy do nas
Rozczarowanie nie zawsze jest momentem przebudzenia.
Czasem staje się wygodnym więzieniem, w którym karmimy się żalem – do świata, ludzi, instytucji, losu.
Opowiadamy o niesprawiedliwości, o tym, jak „powinno być”, i z czasem uczymy się żyć tym żalem.
Zamieniamy go w tożsamość. W narrację, która tłumaczy nasz brak ruchu.
I choć boli, to ten ból bywa znajomy, oswojony, a więc bezpieczny.
Właśnie w takich momentach trafiają do mnie często moi coachingowi klienci.
Zatrzymani między tym, co było, a tym, co jeszcze się nie wydarzyło.
Zbuntowani wobec świata, który nie spełnił ich wyobrażeń.
Na początku daję im przestrzeń, by mogli ten żal wypowiedzieć.
Nie gaszę frustracji – pozwalam, żeby wybrzmiała.
Dopiero później pytam spokojnie:
– „Czy potrafisz podać przykład takiej idealnej firmy, zespołu, szefa, o których mówisz?”
I wtedy często zapada cisza.
Bo okazuje się, że ten idealny świat, który ich tak zawiódł, nigdy naprawdę nie istniał.
Był tylko projekcją – fantazją o miejscu, w którym wszystko jest proste, ludzie dojrzali, a decyzje zawsze sprawiedliwe.
To właśnie ten moment – kiedy człowiek widzi, że jego pretensje nie mają realnego punktu oparcia – staje się początkiem prawdziwego przebudzenia.
Chwilą, w której przestajemy żyć w opowieści o tym, jak powinno być, i zaczynamy widzieć to, jak jest.
A to dopiero początek prawdziwej dojrzałości.
Rozczarowanie może więc być zarówno więzieniem, jak i drzwiami.
Od nas zależy, czy będziemy trzymać się krat, czy zauważymy klamkę.