Sądzę, że każdy zna z własnego doświadczenia taki moment, w którym był zmęczony, a może nawet wyczerpany podejmowaniem jakiejś decyzji. Co więcej, najczęściej jest tak, że im dłużej się nad czymś zastanawiamy, tym trudniej jest podjąć finalne postanowienie. Sam byłem kiedyś mistrzem takiego przeciągania decyzji. Dziś wiem, że jest to po prostu trwonienie energii, którą można przeznaczyć na coś innego.

Dwa podejścia na starcie
Zawsze kiedy stoimy przed podjęciem jakiejś decyzji mamy do wybory dwa nastawienia do sprawy, której ta decyzja dotyczy:
- Nie jestem jeszcze pewien (np. czy jestem na to gotowy, czy to właściwy moment itp.). Konsekwencją takiego nastawienia jest pytanie: Czy powinienem się w to angażować?. Jego wydźwięk jest ewidentnie hamujący i przez to powoduje, że nasza energia odpływa. Nasz mózg jest tak skonstruowany, że nie jest w stanie jednocześnie zastanawiać się czy działać i działać. Tym sposobem pozostajemy nadal uwięzieni na progu decyzji.
- Wchodzę w to, biorąc 100% odpowiedzialności za swoją decyzję. Często w tym momencie odczuwamy poczucie ulgi. Dzieje się tak, bo już się nie szamoczemy z decyzją, a w naszej głowie pojawia się nowe pytanie, będące wezwaniem do działania: Jak to zrobię?
Sztuka zwlekania
Czasami, kiedy tak ugrzęźniemy w decyzyjnym węźle, pojawia się pokusa aby zająć się czymś innym, poszukać jakiegoś innego celu. Mamy nadzieję, że być może będzie lepszy, będziemy do niego bardziej przekonani i przez to wszystko pójdzie łatwiej. Niestety to mrzonki.
Tak naprawdę wchodzimy w kolejny proces decyzyjny i wcześniej, czy później staniemy na progu decyzji z takim samym dylematem jak wcześniej. Problem bowiem nie jest ukryty w sprawie/sytuacji, nad którą się zastanawiamy tylko w nas samych. Co więcej, najczęściej poprzedni problem, w którym decyzję odłożyliśmy na później, nie znika sam z siebie i w dalszym ciągu wisi nam nad głową.
Mężczyzna, który rozwalił system…
Niedawno, na jednym z towarzyskich spotkań rozważałem ze znajomym to, gdzie moglibyśmy zamieszkać poza Polską. Zaczęliśmy rozpatrywać, jak wygląda sytuacja ekonomiczna poszczególnych krajów, jakie mogły by być koszty przeprowadzki w Europie i poza nią. Niepostrzeżenie wkradły się też wątpliwości, czy teraz to byłby najlepszy moment itp.
Wtedy też mój znajomy przypomniał sobie historię mężczyzny, którego spotkał w dalekiej Azji. Jak twierdzi był to ktoś, kto zupełnie rozwalił system podejmowania decyzji. Anglik, o którym mowa, w pewnym momencie razem z żoną zdecydowali, że chcą diametralnie zmienić swoje życie i wynieść się z Anglii. Zamiast tak jak my, zastanawiać się nad sytuacją polityczną czy ekonomiczną miejsc, do których mogli by się udać oni po prostu wzięli globus i zadali sobie pytanie gdzie chcieliby mieszkać. Padło na Australię i już, od tego momentu zastanawiali się tylko „jak to zrobić?”. Swego dopięli po paru miesiącach. Dziś wspomniany Anglik przez 6 miesięcy podróżuje po świecie, przez 3 sprzedaje kawę z foodtrucka przy jednym z australijskich centrów biznesowych, a przez kolejne 3 trochę odpoczywa i podejmuje się różnych prac dorywczych. Co jednak najważniejsze jest szczęśliwy.