„Każda zmiana jest dobra, jest błogosławieństwem w przeciwieństwie do pozostawiania w tym samym miejscu i otaczania się rzeczami, które tylko przez chwilę przynoszą nam radość. Stajemy się niewolnikami tego, co gromadzimy. Im więcej posiadamy, tym trudniej się jest nam od tego uwolnić.
Uwielbiam patrzeć na lotniskach, na wyładowane wózki – przeczące prawom fizyki konstrukcje, i na ich właścicieli mozolnie pchających cały swój dobytek, z którym za nic nie mogą się rozstać choćby na dwa tygodnie. Czują się dobrze i bezpiecznie tylko w jego otoczeniu. „Będzie jak w domu” – mówią, równo układając i foliując pakunki. Siedzę wtedy nad moim sześćdziesięciolitrowym plecakiem i myślę, że zostawiłem w mieszkaniu mnóstwo kompletnie niepotrzebnych rzeczy, które kiedyś z lubości kupowałem. Tylko po co? Nie wiem.
Zrezygnowałem z większości gratów, nie znaczy to jednak, że jestem włóczykijem oderwanym od wszelkich spraw materialnych. Posiadałem wiele, prawie wszystko, co w danym momencie życia chciałem i mogłem kupić za pieniądze. Obrosłem nadwagą niepotrzebnych rzeczy i przestałem się na chwilę ruszać. Mentalny zawał dopadł mnie niedawno, parę lat temu. W porę dostrzegłem tę ślepą uliczkę i zacząłem się zmieniać. Myślę, że uratowałem sobie życie.
Zdałem sobie sprawę, że pod tą gigantyczną skorupą złożoną z równo maszerujących ludzi-robotów istnieje inny, równoległy świat. Nie neguje on wszystkiego, nie jest w stanie buntu czy wojny, jest po prostu inny.”*