Ja zawsze widzę dwa podobieństwa wakacji do Nowego Roku. Pierwsze to to, że większość ludzi dzieli etapy swojego życia na lata zaczynające się zawsze 1 stycznia, u mnie rok trwa od wyjazdu wakacyjnego do wyjazdu wakacyjnego i z tego powodu nie zawsze ma równą liczbę miesięcy. Drugie, bo zarówno Nowy Rok jak i wakacje są momentem, w którym snujemy plany na przyszłość oraz podejmujemy niejednokrotnie kluczowe decyzje.
O ile, w przypadku Nowego Roku większość chyba wieży w magię tego „przełomowego” dnia lub robi plany bo społeczna presja mówi, że tak trzeba. O tyle, w przypadku wakacji to raczej efekt przemyśleń i pomysłów, które kiełkują w naszej głowie, kiedy łamiemy zwyczajowy układ dnia. Czasami to kwestia tego, że w czasie urlopu zwolnimy tempo życia lub na odwrót przeżyjemy jakąś szaloną przygodę. Czasami to efekt zderzenia z inną kulturą i innymi zwyczajami, a czasami bywa to też efekt tego, że wystawiamy się godzinami na słońce, które dodaje nam energii i wigoru. Niestety w obu przypadkach los tych planów jest bardzo podobny. Zostają jedynie gdzieś na papierze, dysku twardym albo w głowie autora lub też ulatują gdzieś w niepamięć, bezwzględnie ukatrupione przez codzienne sprawy zwykłych dni. Czasami mamy jeszcze tyle pary w sobie, aby nowy pomysł pociągnąć przez klika dni a może nawet i tygodni. Jednak zawsze po jakimś czasie, przychodzi zniechęcenie lub dywersyjne pytanie o sens naszych działań. Znam to aż nadto dobrze, bo przez wiele lat po powrocie z każdych zagranicznych wakacji, szedłem do księgarni po nową książkę do nauki angielskiego solennie sobie obiecując, że w przyszłym roku nie będzie już u mnie tak wiele obciachu z tym językiem. O obietnicy pamiętałem zazwyczaj jakieś dwa tygodnie, a półka z książkami do angielskiego wzbogacała się o kolejną zbierającą kurz pozycję.
Czy to wakacyjne data powstania pomysły jest winna niepowodzeniom planów? Sama w sobie zdecydowanie nie. Przyczyna pierwsza – to fakt, że często pomysł przychodzi nam w stanie euforii lub tak zwanym „stanie mocy”, kiedy to nakręceni jakimiś pozytywnymi emocjami moglibyśmy przenosić góry. Przyczyna druga – to naturalna reakcja przy podejmowaniu nowych działań na pierwsze problemy z nimi związane. Trzeba sporo samozaparcia albo wiary w cel, aby ten moment przełamać i wytrwać w działaniu.
Jeżeli zdarzają Ci się sytuacje podobne do moich niegdysiejszych bojów z angielskim, możesz sobie pomóc w jeden bardzo sprytny sposób. Otóż, napisz do siebie list. Pisz go zaraz po podjęciu decyzji o zrobieniu czegoś. Pisz go w momencie, kiedy masz swój „stan mocy”. Wlej w niego całą swoją siłę, energię i wiarę w siebie, którymi dysponujesz w danym momencie. Pisz do siebie jak stary przyjaciel. Napisz czemu chcesz zrobić to co planujesz, co fajnego Tobie lub innym to przyniesie. Opisz jak się czujesz, kiedy piszesz ten list, w którym miejscu twojego ciała czujesz energię (ręce, brzuch, klatka piersiowa a może gdzieś na karku), ja ją czujesz (są to wibracje, ciepło, coś niespokojnie się wiercącego) i postaraj się nadać temu momentowi jakąś nazwę. Ja do dzisiaj pamiętam mój pierwszy moment zanurzenia w oceanie. Do dziś czuję te małe błyskawice przeskakujące po moich ramionach, kiedy nagrzane ciało zetknęło się z wodą a potem ten cudowny moment całkowitego relaksu, rozluźnienia i poczucia jedności z oceanem – nazywam go „zanurzeniem mocy”.
To była pierwsza część listu. W drugiej napisz pytania – jakie Twój stary dobry przyjaciel- zadałby Ci, zaciekawiony Twoimi postępami w sprawie:
– Co się teraz dzieje z Twoim świetnym pomysłem?
– Czy masz dla niego wystarczająco dużo czasu? A jeśli nie, to co było takiego ważnego, że zdecydowałeś się ten czas przeznaczyć na realizację innych zadań?
– Czy masz w sobie dość energii do działania? Czy pamiętasz ile było jej w Tobie w momencie pisania tego listu? Czy pamiętasz gdzie była wtedy w Twoim ciele i jak ją czułeś. A gdybyś teraz miał spróbować ją wyczuć w sobie to gdzie ją znajdziesz i jak będziesz ją czuć.
– Czy gdy przypominasz sobie nazwę swojego „momentu mocy” i wszystkie emocje i zdarzenia które mu towarzyszyły to jesteś w stanie zaczerpnąć w tym momencie z niego jeszcze trochę energii?
– Czego już spróbowałeś aby realizować swój pomysł?
– Co zadziałało?
– Co nie wyszło?
– Jakie obecnie istnieją możliwości działania?
– Jak się poczujesz kiedy już zrealizujesz swój cel?
– Jaki będzie Twój następny a może pierwszy krok?
– Kiedy go zrobisz?
Teraz masz dwie możliwości:
- Wyślij ten list do siebie mailem, ale w programie pocztowym ustaw aby nie został on dostarczony do Ciebie przed upływem 3 miesięcy (Np. w Otlooku kiedy masz przygotowaną wiadomość, przed jej wysłaniem wybierasz z górnego menu Opcje, potem funkcje Opóźnij dostarczenie i wpisujesz datę za 3 miesiące w polu „Nie dostarczaj przed:”
- Schowaj list do koperty a tą włóż do jednej z książek na półce lub w jakieś zimowe ciuchy i ustaw sobie w komórce przypomnienie za 3 miesiące z informacją gdzie masz zajrzeć aby znaleźć napisany do siebie list.
Kiedy go dostaniesz usiądź i w spokoju przeczytaj. Być może się zdziwisz, tym co wtedy się stanie. Wiem co piszę, bo sam dostałem takiego maila po trzech miesiącach od założenia własnej firmy 😉