Nierzadko przychodzą do mnie klienci rozczarowani tym co zgotował im los. Prosili o zmianę, chcieli inaczej żyć. Co więcej, wiedzieli nawet jak to „inaczej” ma wyglądać. Tymczasem rzeczywistość miała na tę zmianę zupełnie inną koncepcję. Pojawiają się więc u mnie zawiedzeni, oszukani, pełni żalu i przybici zaistniałą „niesprawiedliwością”.
Staram się im wtedy uświadomić, że ich życzenie zostało jednak spełnione. Jedynie w innej formie niż to sobie wyobrażali i choć może nie są tego jeszcze świadomi, ta forma może być jednak właściwsza. Opowiadam im wtedy o moim kursie coachingu, na który zapisywałem się kilka razy i ciągle był odwoływany, bo nie zebrała się wystarczająco duża grupa chętnych. Tak było też z ostatnim, niemalże pewnym październikowym terminem. Tydzień przed nim dostałem znowu informację, że jest odwołany. Byłem wściekły, rozczarowany i pomstowałem na złośliwy los. Weekend, w który miał się odbyć odwołany zjazd, spędziłem więc w domu opiekując się ciężko chorą ukochaną osobą, która następnego dnia… zmarła. To właśnie wtedy podziękowałam losowi, za odwołany kurs i za ostatni weekend, który mogliśmy spędzić razem.