Pluszowe misie były nieodłączną częścią naszego wczesnego dzieciństwa. To do nich tuliliśmy się w obawie przed złym światem, gdy czuliśmy strach, gdy rodzice nie dawali nam tego czego bardzo chcieliśmy i gdy w ogóle było źle. Misie dodawały otuchy i wprowadzały poczucie spokoju, bo były takie miękkie, przyjemne i swojskie. Mogło by się wydawać, że kiedy wyrastamy z dzieciństwa i stajemy się dorośli, to misie odchodzą w zapomnienie. Nic bardziej mylnego, przybierają one jedynie inną formę. Pluszowe misie, zamieniają się w MiSie, a w zasadzie w „mi się należy…”
Dorosłych dzierżących swoje MiSie spotykam prawie na każdym kroku. Przychodzą do mnie na sesje coachingowe, widzimy się na salach szkoleniowych, wpadam na siebie w sklepach, podczas imprez towarzyskich, ale również i w gabinetach poważnych menedżerów. Słyszę wtedy od nich, że „należała mi się lepsze przeszłość, z lepszymi rodzicami, bo teraz byłbym „kimś”, a nie tym kim jestem”, „należy mi się podwyżka, bo przecież jestem tutaj tak długo”, „należał mi się lepszy zespół pracowników, bo tym ciężko zarządzać”. Tak sobie tego słucham i zawsze się zastanawiam skąd to przekonanie o tym, że „mi się coś należy”. Czy ktoś nam to obiecał? Czy mamy z kimś jakąś umowę?
Po latach wiem, że faktycznie jest to umowa, ale umowa z samym sobą. Nosimy te MiSie, bo dzięki nim nie musimy nic robić, nie musimy się starać, ani podejmować żadnego ryzyka. MiSie są wygodną wymówką, ale zarazem symbolem ofiary. Ofiary, którą sami zdecydowaliśmy się być. Wolimy obnosić się ze swoim MiSie’m i epatować nim wszystkich dookoła zamiast samemu doprowadzić do zmiany sytuacji. Ostatecznie to tak miło wtulić się w tego miękkiego i biernego MiSia, zamiast zakasać rękawy i wziąć się do działania. Kiedy pracuję z moimi klientami, zdecydowanie namawiam ich do odłożenia swojego MiSia na półkę i rozpoczęcia dorosłego życia bez dziecinnych pretensji.
Kiedy na jednym ze szkoleń usłyszałem od uczestnika, że niedobry szef nie daje mu podwyżki. Zapytałem go o to, co zrobił aby pomóc swojemu szefowi mu ją dać. Czy przyszedł do niego z listą swoich osiągnięć z ostatniego roku, czy wypisał mu w punktach jakie nowe kompetencje lub umiejętności nabył ostatnio, czy wylistował swoje wdrożone pomysły lub projekty, w których brał udział? Był bardzo zaskoczony moją reakcją, bo nagle zacząłem od niego oczekiwać działania i zaangażowania. Tymczasem on wolał przyjść do szefa ze swoim pluszakiem po podwyżkę, bo „mi się należy”. Najzabawniejsze w tym było jednak to, że nie za bardzo potrafił uzasadnić, dlaczego niby mu się ona należała. Często zapominamy o tym, że nasz szef też musi gdzieś u swojego szefa o tę podwyżkę zawnioskować i kiedy dostaje od nas taką listę naszych osiągnięć, znacznie łatwiej mu taki wniosek złożyć.
Kiedy indziej, klientka z jednego z salonów sprzedaży żaliła mi się na swojego szefa, że jest on taki nie dobry, bo jej nie motywuje. Jednak jak się potem okazało, przez 5 miesięcy swojej pracy w tym miejscu nigdy nie wyrobiła swoich planów sprzedażowych, a ten rzekomo niedobry szef oddawał jej nawet swoich klientów, aby mogła podbić własne wyniki. Była bardzo zaskoczona kiedy zabrałem jej MiSia, pytając czy wie o tym, że szef faktycznie powinien motywować, ale zarazem zwalniać tych, którzy nie robią planów sprzedażowych.
Jeżeli i Wy macie swoje MiSie, odłóżcie je czym prędzej na półki, ułóżcie dekoracyjnie na kanapach lub wsadźcie je do komody. Jesteście za duzi na chodzenie z pluszakiem przy boku i narzekanie na niesprawiedliwy świat. To działanie, a nie trwanie w bierności, jest tym co może Wam przynieść zmianę w życiu.