W pracy z częścią moich klientów czasami zdarzają się momenty, kiedy dopada ich totalna demotywacja. Mają wszystkiego dość, wątpią w słuszność swoich decyzji, a wizję przyszłości pokrywa czarnowidztwo. Jakby tego było mało są na spotkaniu mało uważni i czasami lekko rozdrażnieni.
Wiem, że wierzą oni wtedy w takie postrzeganie swojej sytuacji i otaczającego ich świata. Ja zaś nie walczę z tym postrzeganiem, a jedyni mówię, że rozumiem, iż tak teraz widzą tę sytuację. Nie próbuję ich na siłę zmotywować, nie daję dodatkowych zadań i wyzwań. Co więcej, często proszę o chwilowe odpuszczenie, a nawet przerwanie niektórych wcześniej ustalonych aktywności.
Nie robię tego, bo się z nimi zgadzam. Nie zanurzam się też z nimi w tym ich poczuciu beznadziejności. Najczęściej widzę po prostu, że w danej chwili są mega zmęczeni. Rozmawiam więc z nimi o tym, co mogą zrobić, aby odpocząć i się zregenerować lub chociażby jak mogą ochronić resztki swoich zasobów energii.
Wierzę w parcie do przodu, pokonywane swoich słabości i świadomą zmianę. Życie nauczyło mnie jednak, że czasami od tego wszystkiego ważniejsze jest to, aby na chwilę przystanąć, dobrze się wyspać i złapać spokojnych oddech. To wyhamowanie jest po to, aby doładować życiowe akumulatory i dopiero wtedy z tak odbudowanym potencjałem energetycznym ruszać do przodu.
Mimo to niejednokrotnie to proste działanie jest wielkim wyzwaniem dla wszystkich zadaniowców, wojowników, hiper ambitnych menedżerów i dla jeszcze całej rzeszy innych ludzi. Często muszę im pokazać co się z nimi dzieje i jak to na nich wpływa, aby w ogóle dopuścili w swojej świadomości możliwość spowolnienia.
