Spora część osób zapytana o czym marzy odpowie, że o bezpieczeństwie i „świętym spokoju”. Tak żeby wreszcie odpocząć. Wydaje mi się, że wypowiadają to życzenie motywowani chwilą obecną, ale nie do końca uświadamiając sobie jego prawdziwe konsekwencje.
Ten przysłowiowy „święty spokój” ma często swoje drugie oblicze, którym jest życiowa stagnacja, która prowadzi do obezwładniającej nudy.
Doskonale spuentowała to dawno niewidziana sprzątaczka z mojego bloku, z którą kiedyś sobie ucinaliśmy krótkie pogawędki i zawsze życzyliśmy „dobrego dni”. Kiedy powiedziała, że jest już na emeryturze, zapytałem jak jej teraz jest. Czy ma wreszcie spokój i może odpocząć. Odpowiedziała: „Strasznie, budzę się każdego dnia i nie wiem po co.”
Zaczynam zawsze ambitnie
I to nawet niezależnie od naszej woli. Będąc dziećmi nieustanie uczymy się i rozwijamy. Uczymy się mówić, chodzić, czytać, rozumieć świat i ogólne zasady nim rządzące. Zmienia się nasze ciało i postrzeganie świata, zatem wciąż musimy się do tego dostosowywać. Wraz z ukończeniem studiów i rozpoczęciem kariery zawodowej u większości osób ten rozwój istotnie spowalnia.
Oczywiście pojawienie się dziecka, jest dla nas kolejnym bodźcem rozwojowym. Jednak wiele osób z tego bodźca robi też wymówkę dla braku rozwoju w pozostałych obszarach. Rezygnuje ze swoich planów i marzeń, „bo jest dziecko”. Najczęściej jednak nie miałoby odwagi, aby w odpowiedzi na pytanie dorastającego dziecka o to czemu nie zrealizowali swoich marzeń odpowiedzieć mu „bo się urodziłeś”.
Według tej zasady wykres naszego życia można narysować tak:
Złam schemat
Vishen Lakhiani w swojej książce „Kod nadzwyczajnego umysłu. Dziesięć reguł niezwykłego życia” podpowiada, aby złamać ten schemat życia i zamienić powolny, miarowy rozwój na zdecydowanie mniej poukładaną, a nawet bardzo poszarpaną linię.
Koncepcja ta obrazowo wygląda mniej więcej tak:
Wydaje się ona zdecydowanie bardziej atrakcyjna od wcześniejszej. Zakłada jednak, że bezpieczeństwo i „święty spokój” nie są celem naszego życia.
Jako cel stawia ciekawą podróż przez życie, z całym bagażem różnych doświadczeń. Tych dobrych i pozytywnych. Jak i tych złych, kiedy powinie nam się noga.
Chciałbym też uczulić na jeden fakt. Każdy spadek w dół na tej linii nie jest tak wielki, abyśmy musieli po nim zaczynać od przysłowiowego zera. Zawsze spadamy tylko trochę. Co więcej, w każdej porażce, czy potknięciu może być ukryty zalążek nowych możliwości. W dużej mierze od nas samych zależy, czy go tam dostrzeżemy.