Kilka dni temu byłem świadkiem, jak jeden z przyszłych kierowców oblał jazdę egzaminacyjną na prawo jazdy, w jednej z osiedlowych uliczek. Przez uchyloną szybę L-ki usłyszałem tylko złowrogi głos egzaminatora „Popełnił Pan błąd, egzamin nie zdany – zamieniamy się miejscami”. Los chciał, że kilkanaście minut później spotkałem tego chłopaka na przystanku, kiedy rozmawiała z kimś przez telefon: „To już trzeci raz. Nie jestem w stanie zdać tego egzaminu, chyba sobie odpuszczę”. Nadjechał autobus, chłopak przerwał rozmowę i obaj wsiedliśmy do środka. Raczej nigdy nie zagaduję nieznajomych, ale tym razem zrobiłem inaczej. Usiadłem obok niego, przedstawiłem i powiedziałem, że widziałem jego egzamin jak i słyszałem późniejszą rozmowę. Powiedziałem również, że ja zdałem dopiero za czwartym razem, a na ulicę z placu manewrowego wyjechałem dopiero przy trzecim egzaminie. Mogę jednak z perspektywy czasu powiedzieć, że dobrze iż tak się stało, bo każda niezaliczona próba nauczyła mnie czegoś, co potem przydało mi się na drodze w czasie realnej jazdy.
Czemu tak zrobiłem, bo mam znajomego który do egzaminu na prawo jazdy pochodził osiem razy i dopiero ten ósmy był tym, który dał mu uprawnienia do prowadzenia pojazdów. Mam jednak i drugiego znajomego, który po czwarty egzaminie poddał się zupełnie i stwierdził: „że prowadzenie samochodu nie jest dla niego”. Co ich różni? Najprawdopodobniej programowanie z dzieciństwa. Ten pierwszy mógł być chwalony lub nagradzany nie tylko za najwyższe oceny w szkole, ale i za sam fakt poprawy tych gorszych. Dzięki temu trudności i wyzwania, traktuje jako coś co go rozwija i pomaga mu się stawać coraz lepszym. W przypadku tego drugiego, najprawdopodobniej liczyła się tylko sama ocena – albo dobra, albo zła. Nikt nie doceniał jego starań i postępów. W późniejszym jego życiu wystarczyło niepowodzenie, aby się poddał i odpuścił – bo po co się starać, skoro i tak nikt tego nie doceni. Liczy się najwyższa nota, albo żadna.
Świetnie tę zasadę opisała profesor Carol Dweck, która bada „rozwojowy sposób myślenia”. Jest to idea, zgodnie z którą możemy zwiększyć możliwości naszego mózgu by się uczyć i rozwiązywać problemy. Jednym z najważniejszych jej założeń jest, aby kiedy się nie udaje nie przypinać innym albo samemu sobie „łatki” nieudacznika, głupka albo że, to dla mnie za trudne. Lepiej stwierdzić „Jeszcze nie teraz”. To określenie nie stygmatyzuje, nie odbiera energii i nadziei. Skłania raczej do poszukiwania tego co poszło nie tak, poprawiania błędów i podejmowania kolejnej próby.
Jedną z odmian tej zasady jest sformułowanie używane przez moją przyjaciółkę i zarazem moją nauczycielkę angielskiego. Kiedy odnośnie jednej z kwestii biznesowych powiedziałem jej, że „nie dam rady na tym zarabiać tyle ile bym chciał” – natychmiast zmyła mi głowę stwierdzeniem: „Nie mów nie dam rady, mów nie wiem jeszcze jak to zrobić!”. Kończąc ten wpis pozostaje mi jeszcze zaprosić Was na krótki wykład profesor Dweck oraz życzyć takich przyjaciół jak moja nauczycielka od angielskiego 😉
tworzeniu tego tekstu towarzyszył kubek pysznej czarnej herbaty Assam Hattialli