Prawie każdy, kto odniósł sukces, czy to w życiu prywatnym czy zawodowym, jest świadomy istnienia drabiny, po której cierpliwie należy wspinać się do sukcesu. Najczęściej jako finał tej wspinaczki widzimy jej zwieńczenie. Jednocześnie uznając, że początki zawsze są najtrudniejsze. Tymczasem okazuje się, że największa pułapka czeka na nas dosłownie kilka szczebli przed finałem i bywa nazywana „paradoksem sukcesu”.
Początek
Na samym początku drogi dużo czasu poświęcamy na naukę oraz popełnianie błędów, które z czasem nazywamy doświadczeniem. Na tym etapie najważniejszy jest jasno sprecyzowany cel, konsekwencja w dążeniu do niego i podtrzymywanie motywacji. Jest to w dużej mierze etap inwestycji. Inwestujemy nasz czas, energię, a nierzadko też pieniądze. Wszystko to bez gwarancji sukcesu.
Początkowo pomaga nam rozpęd wynikający z fascynacji naszym celem. Potem, szczególnie po napotkaniu pierwszych przeciwności bywa trudniej. Z tego powodu tak istotnym jest udzielenie sobie na samym początku odpowiedzi po co chcę osiągnąć ten cel. Co mi da i co stracę jeśli go nie osiągnę. Dzięki temu, mamy się do czego odwołać w chwilach zwątpienia.
Umacnianie się na pozycji
Pierwsze sukcesy cieszą i dają wiele satysfakcji. Ważne jest jednak aby nie były chwilowe, tylko by stanowiły stały element naszego działania i stale się powiększały. To tutaj zaczynamy doceniać swoją wartość i wzmacniać pewność siebie. Sporo już umiemy, ale często potrzebujemy jeszcze wsparcia oraz przestrzeni i czasu na eksperymenty i doskonalenie swojego warsztatu. Potrzebujemy też zadbać o to, aby nasze umiejętności zauważyli inni i docenili je korzystając z naszej pomocy.
Budowanie strefy wpływów
Kolejny etap to tworzenie strefy wpływu i budowanie swojej marki. To właśnie tutaj powinniśmy powszechnie dzielić się naszą wiedzą i umiejętnościami. Ochoczo wspierać innych i budować układy barterowe w ramach których za nasze przysługi, inni odwzajemniają się swoimi przysługami. Tak budujemy środowisko, w którym jesteśmy znani i cenieni.
Płacimy za to jednak określoną cenę. Uzyskując coraz więcej okazji i możliwości do dzielenia się swoimi zasobami, jednocześnie generujemy coraz większą liczbę żądań/oczekiwań udostępnienia naszego czasu i energii ze strony innych. W efekcie jesteśmy w swoich działaniach mocno rozporoszeni i starając się sprostać tym oczekiwaniom nie dbamy o własne interesy.
Ograniczanie dostępności
To faza kluczowa dla sukcesu, ale bardzo często nieuświadomiona przez tych, którzy do niego dążą. Działając na pewnym kontinuum poprzedniego etapu, wciąż jesteśmy łatwo dostępni dla innych, ale jednocześnie zaczynamy zaniedbywać to na czym powinno nam zależeć, aby osiągnąć nasz własny sukces. Pomału i niepostrzeżenie tracimy z pola widzenia nasz klarowny cel, a to przecież skoncentrowanie na nim zaprowadziło nas tak wysoko na drabinie sukcesu.
„Uwielbienie tłumu” i wyrazy wdzięczności ze strony innych karmią nasze ego. Do tego dochodzi wewnętrzne poczucie obowiązku zadowolenia wszystkich oraz brak odwagi w postawieniu granic. Nie stawiamy ich, bo obawiamy się reakcji tych, którzy będą rozczarowani ale też dlatego, że to działanie wymaga od nas wysiłku i zmierzenia się z poczuciem dyskomfortu.
Tym właśnie sposobem wielu menedżerów i specjalistów utyka w rozwoju swojej kariery. Wiele osób nie finalizuje swoich marzeń, bo jednocześnie rozczarowaliby by część przyjaciół lub kogoś z rodziny. Podobnie wielu dorosłych nie może zacząć się spełniać po odchowaniu dzieci, bo nie postawili granic i dorosłe pociechy wciąż wiszą na ich garnuszku, albo wykorzystują do załatwiania wielu spraw z własnego życia.
Nie miły to widok, kiedy dostrzega się tak wielu ludzi prawie u szczytu swoich drabin sukcesu, którzy utknęli w tym jednym miejscu. Są za wysoko, żeby się cofnąć i zejść na dół, a jednocześnie brak im odwagi lub świadomości tego co należy zrobić, aby wejść szczebel wyżej. Najczęściej zatracają się w wielości aktywności, których się podejmują. Biegną więc coraz szybciej w „chomikowym kołowrotku” licząc na to, że kiedy przyśpieszą uda się im osiągnąć coś więcej…