W różnych okresach naszego życia i w jego różnych obszarach przyjmujemy różne role. Jedną z tych często wybieranych i na pozór niegroźnych jest rola obserwatora. Tymczasem bywa ona niebezpieczną pułapką. Sugeruje bowiem aktywność, a tak naprawdę wpycha nas w bierność.
Obserwator na bocianim gnieździe
To była kiedyś bardzo ważna rola na okręcie. Człowiek obserwujący otoczenie z kosza wysoko zawieszonego na maszcie miał zwykle za zadanie wypatrywać zagrożeń, lądów lub punktów pomagających w nawigacji. Był dodatkową parą oczu kapitana, który sterował okrętem. Była to para oczu o szerokim polu widzenia skupiona jedynie na obserwacji, a nie na działaniu. Bo za te drugie i wszelkie kluczowe decyzje odpowiadał kapitan.
Zastanówmy się teraz co by się stało, gdybyśmy z okrętu usunęli kapitana, a zostawili tylko samego obserwatora. Co z tego, że ostrzegałby on z wysoka o górze lodowej na kursie? Co z tego, że krzyczałby, iż po prawej widzi ląd, lub po lewej na dziewiątej godzinie rozbłyski latarni? Jeżeli na pokładzie nie byłoby nikogo, kto na podstawie tych informacji podejmuje decyzje, dokonuje korekt kursu lub ogłasza wykonanie manewru unikowego, aby nie zderzyć się z przeszkodą.
Odpowiedź jest prosta. Statek płyną by siłą rozpędu. Poddając się całkowicie prądom morskim, kierunkowi wiatru itp. Nawe płynąc wprost na burzę, pomimo krzyków obserwatora płyną by w nią dalej.
Obserwuje więc działam… na serio?
Klient z dużej korporacji. Proces, w którym działa i zna od podszewki jest pomału wygaszany, a zespoły go obsługujące redukowane. Na stanowisku szefa jego departamentu zaszła zmiana. Może nie najgorsza (takiej się bardzo obawiał), ale też nie wiadomo co ta nowa przyniesie. Chciał już odchodzić z pracy lub szukać innego miejsca w organizacji, bo proces go nudził i czuł, że się nie rozwija.
Kiedy pytam co to zmienia, mówi że właśnie nie wie. Pytam zatem, czy to wydarzenie jakoś wpłynie na sam proces i jego wygaszanie. Twierdzi, że nie. Kiedy dopytuje co chce w związku z tym zrobić z tą sytuacją, dumnie odpowiada – zdecydowałem się przyjąć rolę „obserwatora”.
Brzmi szumnie – obserwuje więc działam. Jednak to bzdura, bo to tylko iluzja działania, a nie działanie. Tak naprawdę komunikat „przyjąłem rolę obserwatora”, oznacza wybrałem bierność, niedziałanie. Mój klient właśnie zrezygnował ze stanowiska kapitana na statku swojego zawodowego życia i wspiął się na bocianie gniazdo.
Już wiemy, że okrzyki i ostrzeżenia obserwatora zadadzą się na nic, jak nie będzie osoby decyzyjnej. Problem jest jednak jeszcze większy, bo tak de facto mój klient nawet nie wie czego ma z tego punktu obserwacyjnego wypatrywać. Mimo to, będzie cały czas przekonany, że wykonuje ważną i potrzebną rolę. W ten sposób wpadł właśnie w pułapkę „obserwatora’.
Zostań strategiem, a nie obserwatorem
Rozumiem wybór mojego klienta i uznaję, że czasami obserwacja jest lepsza od działania na ślepo. Musi to być jednak obserwacja czasowa, a nie zaplanowana na lata. Stąd ustaliliśmy następujące kroki.
Mój klient będzie obserwatorem jeszcze przez dwa miesiące, bo faktycznie nie wiadomo jak sytuacja z nowym szefem się ułoży.
Natomiast po dwóch miesiącach przyjmie rolę stratega. Na bazie poczynionych obserwacji, swoich doświadczeń i tego do czego chce dążyć, zbuduje plan działania oraz opracuje aktywności go wspierające. Które następnie zacznie wdrażać w życie.
W tej roli czasami będzie korzystał z kompetencji kapitana (decyzyjność i wyznaczanie celu), a czasami będzie wspinał się na bocianie gniazdo, aby zweryfikować, czy nie zmieniło się otoczenie. Czy na horyzoncie nie pojawiły się nowe szanse lub zagrożenia.
Z biernego „obserwatora” stanie się aktywnym nawigatorem z określonym celem, do którego dąży.
Moją rolą podczas comiesięcznych spotkań będzie jedynie dowiedzieć się, czy strateg ma plan i jak on dziś wygląda oraz czy nawigator go zna i realizuje.