Przyjmując, że nigdy nie uprawiałeś łucznictwa, wyobraź sobie że stajesz z łukiem w dłoniach, a gdzieś tam przed tobą w oddali znajduje się łucznicza tarcza. Napinasz cięciwę, słyszysz jak skrzypi wyginany łuk, wymierzasz grotem w cel i wypuszczasz ze świstem strzałę, która… trafia w tarczę. Nie centralnie w sam środek, ale w jego okolicę. Czy jesteś zadowolony?
Oczywiście, gdyby jej grot utkwił w centralnym punkcie byłoby cudownie, wyśmienicie czy wręcz idealnie. Pamiętać jednak należy, że często okręgi na tarczy są punktowane i choć centralny punkt ma zazwyczaj 10 pkt, to każdy od niego się oddalający jest tylko o jeden punkt mniejszy. Gdybyś więc nawet trafił w sam brzeg tarczy to i tak zaliczysz punkt. Jedynie strzała, która nie trafiła w tarczę jest tą straconą.
Powyższa zasada jest bardzo istotną kiedy wyznaczamy swoje cele życiowe. Często jesteśmy uczeni, że cel musi być precyzyjny, jasno zdefiniowany, określony w czasie i mierzalny. Co zatem robimy? Wyznaczamy sobie cel tak wymagający i ortodoksyjny jak dziesiątka na tarczy i potem się frustrujemy, że nie udaje nam się go osiągnąć. Jesteśmy tak na nim skupieni, że nawet jak mamy wyniki bliskie temu co sobie założyliśmy jesteśmy niezadowoleni i zirytowani, na skutek czego niejednokrotnie w ogóle z niego rezygnujemy. Strzała w piątce to porażka, a trafienie w brzeg tarczy za jeden punkt nabiera znamion życiowej tragedii a przecież punkty się sumują, z każdym wypuszczeniem strzały się uczymy i doskonalimy w tym co robimy – tymczasem dla nas liczy się tylko dziesiątka i środek tarczy. Zapominamy zupełnie o tym, że strzała stracona to jedynie ta, która w tarczę w ogóle nie trafiła.
Jaki wniosek płynie z powyższego? Otóż taki, że oprócz samego celu powinniśmy jeszcze wyznaczyć „brzeg tarczy”, czyli granicę za którą efekty naszych działań dopiero uznajemy za nieskuteczne lub też granicę, na której przekroczenie się nie zgodzimy, kiedy działania dotyczą ważnych dla nas przekonań czy wartości. Dla lepszego zobrazowania tej sytuacji posłużę się konkretnym przykładem:
Nasze oczekiwanie: mieć taką pracę, która zapewni nam czas na nasze życie prywatne i wypoczynek.
Cel jaki często wybierzemy w tej sytuacji to: praca max. 8 godzin dziennie
Co się zatem stanie jeśli, któregoś dnia będziemy musieli popracować 15-20 minut dłużej. Będziemy wściekli i źli, że musieliśmy zrezygnować z naszego celu. Złość, którą wywoła ta sytuacja najprawdopodobniej rozleje się na resztę tego dnia i kiedy już wyjdziemy do domu będziemy mieli zepsute całe popołudnie i wieczór.
Co mogło by być naszą granicą:
- akceptowalne jest abyśmy raz na jakiś czas (np. raz na dwa tygodnie albo miesiąc) zostali w pracy max. 2 godziny dłużej,
- możemy zostać w pracy dłużej jeśli innego dnia wyjdziemy z pracy wcześniej,
- akceptujemy dłuższą pracę pod warunkiem, że wiemy o tym minimum dwa dni wcześniej i możemy sobie odpowiednio zorganizować czas prywatny,
- piątek to dzień kiedy musimy kończyć punktualnie, chwila dłużej w pracy w inne dni jest ok. o ile nie zdarza się codziennie,
podobnych pomysłów może być jeszcze sporo.
Kiedy znamy nasz idealny cel, ale zarazem wiemy jakie odstępstwa od niego jesteśmy w stanie zaakceptować i uznać, że nie jest to nic złego (jesteśmy jeszcze w tarczy) życie staje się łatwiejsze i bardziej satysfakcjonujące.
pisząc o łuku i strzelaniu być może stereotypowo sięgnąłem po herbatę Men’s Tea, na którą składa się mieszanka prażonych przypraw z dodatkiem pobudzającego chilli