To pojawiający się najczęściej w niedzielne popołudnie stan lęku, zdenerwowania, stresu lub smutku na myśl o tym, że już następnego dnia z rana czekają na nas zawodowe obowiązki. Doświadczył go najprawdopodobniej każdy z nas i o ile są to sytuacje sporadyczne, to nie powinniśmy się nimi zbytnio przejmować. Natomiast kiedy regularnie się powtarzają, stanowią istotny sygnał ostrzegawczy, którego nie powinniśmy ignorować.
Od czasu do czasu
Takie sporadyczne czy okresowe niedzielne napięcie przed nadchodzącym roboczym tygodniem może nam się przydarzyć z kilku przyczyn.
Po pierwsze, będzie naturalne dla sytuacji zmiany pracy. Po kilku dniach lub paru tygodniach kiedy skończy się taryfa ulgowa, a my jeszcze nie będziemy czuli się swobodnie i kompetentnie w nowym miejscu możemy się obawiać czy podołamy nadchodzącym zadaniom. Tego typu rozterki i obawy w tym okresie dotyczą większości ludzi.
Po drugie, kiedy w nadchodzącym tygodniu czeka nas jakieś trudne, czy wyjątkowo stresujące zdarzenie. Może być nim np. jakaś ważna prezentacja, spotkanie z zarządem, czy negocjacje z wyjątkowo trudnym klientem lub dostawcą.
Po trzecie, kiedy mieliśmy naprawdę wyjątkowo udany weekend i nadchodzący poniedziałek oznacza zderzenie z wymagająca rzeczywistością. Ten dysonans pomiędzy sielskością danego weekendu i wyzwaniami w pracy może nas spinać i wywoływać poczucie straty. Tym większe im fajniejszy był weekend.
Po czwarte, kiedy wracamy z dłuższego urlopu i wyobrażamy sobie jaką ilością maili do przeczytania w poniedziałek eksploduje nasza skrzynka pocztowa. Często mamy też świadomość, że przez naszą dłuższą nieobecność na nasz powrót czyha horda ludzi, którzy będą coś od nas chcieli.
Powyższe sytuacje dotyczą zdarzeń sporadycznych i naturalnych dla życia trudności, z którymi od czasu do czasu przychodzi nam się mierzyć. Trudności te poprzez swój wyzwaniowy charakter z jednej strony pozwalają nam się rozwijać, z drugiej dają poczucie satysfakcji kiedy już je pokonamy
Regularnie
Inną kategorię stanowią sytuacje permanentne, regularnie powtarzające się co weekend. Powinny one stanowić dla nas jasny sygnał ostrzegawczy, że coś się dzieje nie tak. Taka sytuacja wymaga podjęcia określonych decyzji i działań.
Permanentnie występujący „syndrom niedzielnego popołudnia” generalnie może mieć dwa źródła:
Praca – tutaj przyczyną mogą być zbyt wymagające dla nas działania, zła atmosfera lub zła organizacja pracy w zespole, w którym pracujemy. Może się również tak zdarzyć, że dana praca przestała nam przynosić satysfakcję bądź doprowadziła nas do stanu wypalenia zawodowego.
My sami – a w zasadzie nasz brak umiejętności odpoczynku i odpowiedniej regeneracji. Tak dziej się wtedy, kiedy weekend zamiast na odpoczynek przeznaczamy na nadgonienie zaległych spraw z całego tygodnia. Ewentualnie wtedy, kiedy relacje z bliskimi lub ogólnie atmosfera w domu nie pozwalają na psychiczną regenerację.
Odrębną i szczególnie niebezpieczną sytuacją jest pewnego rodzaju sprzężenie zwrotne, do którego możemy doprowadzić. Zmęczeni i przepracowani po tygodniu pracy, przynosimy ją do domu aby w weekend trochę ją nadrobić. Pracujemy więc, zamiast odpoczywać i oderwać głowę od tematu pracy. W efekcie kiedy nadchodzi niedzielne popołudnie czujemy się rozczarowani tym, że ten weekend nie był fajny i zasadniczo go zmarnowaliśmy. Najgorsze jest jednak to, że jesteśmy już na tyle zmęczeni, że nie mamy siły zanim zaczął się nowy tydzień pracy. Ten zamknięty cykl bywa zabójczo wyniszczający.
Jaka by nie była przyczyna naszego permanentnego „syndrom niedzielnego popołudnia”, powinniśmy podjąć zdecydowane kroki , aby przerwać to błędne koło. Czy to zmieniając pracę, która nas wyniszcza, czy to odpuszczając sobie i zmniejszając nasze nierealistycznie idealistyczne wymagania jakie sami sobie narzucamy (bo to nie zawsze sprawka naszego szefa, czy pracy). Ewentualnie dając sobie przyzwolenie na dobry i porządny wypoczynek w weekend.
W roku 2023 mamy 250 dni pracujących i 115 dni wolnych od pracy. Te drugie stanowią nieco mniej niż 1/3 roku. Chyba nie warto przez tak małą jego część próbować złapać oddech i odnaleźć radość, w sytuacji gdy przez pozostały jego czas przygnieceni stresem próbujemy jedynie przetrwać od weekendu do weekendu.